Postronni obserwatorzy Formuły 1 nie zdążyli na dobre ochłonąć po weekendzie w Miami, a znów w padoku podczas transmisji telewizyjnej ich bystre oczy mogły dostrzec słynne osobistości. W garażu Astona Martina pojawił się na przykład Robert Lewandowski. Jeszcze wcześniej fotkami chwalili się równie znani piłkarze - Ruben Dias, Phil Foden Mason Mount czy Matt Doherty. Jak to mówi klasyk - w Monako musi być albo grubo, albo wcale. Od początku tygodnia w padoku, na trybunach czy w Internecie z reguły przewijało się tylko jedno słowo - deszcz. Prognoza pogody momentami pokazywała aż 80% szans na jego pojawienie się w trakcie wyścigu. Co by to dało? Ano wielkie emocje i choć trochę nadziei na to, że rywalizacja w Monako może być ciekawa. Błagalne modlitwy Red Bulla chcącego z drugiego rzędu zaatakować Ferrari zostały wysłuchane dopiero tuż po odegraniu hymnu narodowego. Wcześniej błękitne niebo stopniowo zaczęło nabierać szarych kolorów. Deszcz storpedował rywalizację Błyskawicznie pojedyncze kropelki zamieniły się w ogromną ulewę. Organizatorzy, ku niezadowoleniu kibiców, po raz pierwszy w tym roku zdecydowali się opóźnić start, a następnie po okrążeniu formującym wprowadzili czerwoną flagę. Deszczu było po prostu zbyt wiele. Ulice Monte Carlo dosłownie pływały w wodzie i bardziej niż na wyścig F1 nadawały się na rywalizację kajaków. Taki stan rzeczy oznaczał koniec spokoju dla strategów, bo praktycznie w każdej chwili warunki mogły ulec zmianie. Na nudę nie narzekali też mechanicy, którzy błyskawicznie zabrali się do roboty i masowo zakładali kierowcom opony z niebieskim paseczkiem. Summa summarum, zawodnicy przesiedzieli w boksach nieco ponad godzinę z nadzieją, że niebo wreszcie zrobi się trochę jaśniejsze. Upragniony moment nadszedł o 16:05. Co prawda bolidy najpierw podążały za safety carem, ale gdy okazało się, że wreszcie można się ścigać, najszybsza dwudziestka świata rozpoczęła poważną jazdę o punkty i chwałę. Kompromitacja Ferrari "Grande strategia", jak dawno nie słyszeliśmy tego stwierdzenia w prześmiewczym znaczeniu, prawda? No to usłyszeliśmy ponownie w Monako. Jakim cudem Ferrari sprawiło to, iż Charles Leclerc spadł z pierwszego miejsca na czwarte na obiekcie, gdzie praktycznie nie da się wyprzedzać, wiedzą tylko odpowiedzialni za to pracownicy Scuderii. Wszystko szło zgodnie z planem do dziewiętnastego okrążenia. Wówczas stwierdzono, że niezłym manewrem byłoby zrobienie podwójnego pitstopu, z którego rozmyślono się w momencie gdy Monakijczyk już znajdował się w alei serwisowej. Efekt? Powrót na tor nie tylko za Sergio Perezem, ale i walczącym z nim o tytuł Maksem Verstappenem. W przeciwieństwie do Ferrari, genialnym zmysłem taktycznym popisał się z kolei Red Bull i to właśnie dlatego wcześniej wspomniany Meksykanin, dzięki wczesnej zmianie opon, jak na tacy otrzymał pozycję lidera. Nic więc dziwnego, że sfrustrowanym tym faktem był Charles Leclerc. Zamiast jego słów, telewidzowie słyszeli pikanie, a po ponownym przerwaniu rywalizacji po potwornej kraksie Micka Schumachera (rozbił bolid na kawałki) ulubieniec miejscowej publiczności sprawiał wrażenie obrażonego na cały świat. Tak po ludzku, po prostu się mu nie dziwiliśmy. Sergio Perez już tego nie oddał Po trzecim wznowieniu rywalizacji sędziowie ze względu na przedłużający się wyścig (zmagania nie mogą przekroczyć dwóch godzin) zdecydowali się na uruchomienie odliczania. Kierowcy na walkę otrzymali nieco ponad trzydzieści minut. O ile czas niemiłosiernie dłużył się duetowi Red Bulla, o tyle Carlos Sainz pochłonięty pogonią ze Sergio Perezem nawet nie skapnął się, że ściganie dobiegło końca. Ostatecznie, ku rozpaczy Tifosich, skończyło się tylko na chęciach. Poza Meksykaninem i Hiszpanem na podium uplasował się również Max Verstappen. Charles Leclerc niestety po raz kolejny mógł rozpłakać się z bezsilności. Pomimo kolejnego pole position dojechał on do mety poza czołową trójką. W przypadku Monakijczyka słynna klątwa domowego wyścigu zdaje się nie mieć końca. Okazja do jej zakończenia dopiero za rok. Teraz czas na dwutygodniową przerwę. Następny przystanek - Azerbejdżan. Wyniki wyścigu o Grand Prix Monako: