Pora rozpoczęcia dzisiejszego wyścigu lepsza być po prostu nie mogła. Start o godzinie 14:00 powodował, że kibice z całego świata spokojnie zdążą obejrzeć nawet dekorację, a następnie przełączą na mecz otwarcia mundialu w Katarze. Najszybszą dwudziestkę globu po raz ostatni w tym roku warto było też odpalić chociażby z powodu interesującej walki o wicemistrzostwo świata, bo o ile król F1 utrzymał się na tronie (dominacja Maksa Verstappena), o tyle Charles Leclerc oraz Sergio Perez po 21. rundach zgromadzili w klasyfikacji po tyle samo "oczek". Mało dramaturgii? No to dodamy, że obaj panowie ustawili się w bliskiej odległości od siebie. Meksykanin zajął bowiem drugie miejsce w kwalifikacjach. Tuż za nim z niewielką stratą uplasował się właśnie Monakijczyk. Z pole position ruszał, tu nikogo nie zdziwimy, Max Verstappen. I ruszył wyśmienicie, ponieważ zaimponował najlepszym refleksem, utrzymał się na prowadzeniu i rozpoczął drogę po kolejny wielki triumf w tym sezonie. Układało się to dla Red Bulla wręcz wybornie, gdyż zaraz za obecnym czempionem znajdował się Sergio Perez. Może i 32-latek wraz z każdym kolejnym okrążeniem tracił dystans do kolegi, lecz zbytnio się tym nie przejmował, bo samo ukończenie zmagań przed Charlesem Leclerciem dawało mu upragnione srebro. Ferrari przechytrzyło Red Bulla. To trzeba zapisać w kalendarzu! Jedyną nadzieją Scuderii było więc obranie odpowiedniej strategii i przechytrzenie austriackiej stajni w alei serwisowej. I tak oto u Meksykanina postawiono na dwa pit stopy, a u Leclerca na zaledwie jeden. Lider włoskiej ekipy strasznie męczył się przez to wszystko w końcówce i jego zespół z niepokojem spoglądał na najnowsze czasy rywali. W pewnym momencie rozważano też zjazd do mechaników. - Nie odrobię tych strat, jeśli to zrobię - rozwiał szybko wątpliwości sam kierowca, który postanowił zaryzykować. Summa summarum odważne podejście "Czerwonych" się opłaciło. Racja, do Maksa Verstappena Monakijczyk może i nie miał podjazdu, ale Holender znajdował się w innej lidze zarówno pod względem samochodu, jak i obecnej formy. Bez wątpienia najważniejsze okazało się pokonanie Sergio Pereza, który naciskał, dwoił się i troił, lecz ostatecznie musiał uznać wyższość przeciwnika oraz wyjątkowo mądrego w tym wyścigu teamu Ferrari. Popularny "Checo" nie ma co jednak narzekać. Najniższy stopień podium na koniec sezonu to i tak dobry wynik, patrząc na to jakim potencjałem na początku dysponowała Scuderia. Dwa triumfy Leclerca w trzech pierwszych startach nie wzięły się przecież znikąd. Sebastian Vettel pożegnał się w wielkim stylu Nie zapomnieliśmy oczywiście o Sebastianie Vettelu, dla którego dzisiejsze zmagania były niestety ostatnimi w Formule 1. Niemiec spisał się znakomicie i biorąc pod uwagę źle dobraną strategię przez Astona Martina, zdecydowanie wykręcił wynik ponad stan. - Ciągle ktoś mnie wyprzedza. Kto będzie następny? Jestem wystawiony jak kaczka na polowaniu - narzekał co prawda na 25. okrążeniu, jednak ogromny wysiłek się opłacił, bo ostatecznie ukończył wyścig na przyzwoitym dziesiątym miejscu, wykorzystując między innymi awarię bolidu Lewisa Hamiltona. Po przekroczeniu przez Vettela linii mety łzy pociekły nawet największym twardzielom. Z F1 odchodzi bowiem wybitny człowiek, który poza zdobyciem czterech tytułów jest też wzorem do naśladowania dla wielu dzisiejszych i przyszłych kierowców. Danke Seb, będziemy tęsknić! Wyniki wyścigu o Grand Prix Abu Zabi: