Kibice Formuły 1 nie narzekają w tym roku na brak wrażeń. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu 2024 świat zszokowała informacja o transferze Lewisa Hamiltona do Ferrari. Od kilku tygodni wszystkie najważniejsze portale rozpisują się o Christianie Hornerze, którego jedna z pracownic Red Bulla oskarżyła o niewłaściwe zachowanie. Brytyjczyk finalnie został uniewinniony, lecz "wojna domowa" w austriackiej stajni trwa w najlepsze, co dowodzą ostatnie słowa Josa Verstappena. - Dopóki on pozostanie na stanowisku, będzie panowało napięcie. Zespołowi grozi rozpad. Nie może tak być. To eksploduje. Udaje ofiarę, a to on powoduje problemy (cytat za: Motorsport.com) - powiedział ojciec obecnego mistrza po zmaganiach inaugurujących sezon w Bahrajnie. W poniedziałkowe popołudnie świat motorsportu żyje już jednak innym tematem. Światło dzienne ujrzały informacje dotyczące obecnego prezydenta FIA, Mohammeda Ben Sulayema. Według dziennikarzy BBC, wobec 62-latka toczy się postępowanie związane z przekroczeniem przez niego uprawnień podczas zeszłorocznej rywalizacji w Arabii Saudyjskiej. Działacz pochodzący ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich rzekomo przyczynił się do uchylenia kary doliczenia dziesięciu sekund do końcowego wyniku Fernando Alonso. Zawodnik Astona Martina finalnie dzięki temu ukończył wyścig w czołowej trójce. Czarne chmury nad Mohammedem Ben Sulayemem. Działacz nie komentuje sprawy Autor artykułu dostępnego na BBC twierdzi, iż według anonimowego informatora Mohammed Ben Sulayem podczas trwania zmagań rozmawiał telefonicznie z wiceprezydentem FIA do spraw sportów motorowych do spraw Bilskiego Wschodu i Afryki Północnej, przebywającym wtedy w Dżuddzie. "Dał on jasno do zrozumienia, że jego zdaniem kara Alonso powinna zostać anulowana" - czytamy w materiale British Broadcasting Corporation. Mohammed Ben Sulayem odmówił komentarza w sprawie. Sprawa powinna wyjaśnić się w ciągu najbliższych kliku tygodni. Na razie nie wiadomo, co konkretnie grozi działaczowi, jeżeli zarzuty rzeczywiście się potwierdzą.