Uliczny tor w Monako nie bez powodu należy do grona najbardziej wymagających obiektów w kalendarzu. Wystarczy tylko jeden niepewny ruch, by zrobiło się ogromne zamieszanie, które niesie za sobą opłakane skutki. Tak właśnie stało się na pierwszym okrążeniu w tegorocznym wyścigu. Po raz kolejny w obecnie trwającym sezonie przeliczył się Kevin Magnussen. Duńczyk próbował wcisnąć się przed Sergio Pereza, lecz zrobił to na tyle nieudolnie, że obaj zmagania skończyli zaledwie kilkanaście sekund po starcie, doszczętnie rozbijając swoje samochody. Rykoszetem oberwał jeszcze Nico Hulkenberg. To był kolejny mocny cios dla Haasa. Wczoraj amerykański team zdyskwalifikowano z kwalifikacji za nieprawidłowości związane z tylnym skrzydłem. Dziś duńsko-niemiecki duet nie pokonał choćby jednego pełnego okrążenia. Kawałki samochodów w miejscu, gdzie wydarzył się incydent, leżały dosłownie wszędzie. Uszkodzeniu uległy też bariery. Sędziowie nie mieli wyboru, wywiesili czerwoną flagę. Od początku kibice liczyli się z tym, że przerwa potrwa naprawdę długo. I tak też było, bo zawodnicy wrócili do swoich mechaników na ponad pół godziny. W międzyczasie telewidzowie otrzymywali kolejne ciekawe powtórki, nie tylko ze zdarzenia z udziałem Magnussena, Pereza oraz Hulkenberga. Wykazały one, iż nabroili też kierowcy Alpine. W górę wyleciał bolid Estebana Ocona, po tym jak przycisnął do bandy Pierre’a Gasly’ego. Pierwszy z Francuzów w ten sposób zakończył dalsze ściganie i dołączył do rywali z Red Bulla oraz Haasa. Charles Leclerc wykorzystał sytuację. Historyczny moment Czerwoną flagę wszystkie zespoły wykorzystały do zmiany opon, co zaowocowało tym, że zawodnicy z po wznowieniu wyścigu nie musieli zjeżdżać już więcej do alei serwisowej, o ile tylko nie doszłoby do kolejnych neutralizacji. Lepszej sytuacji nie mógł sobie wyobrazić Charles Leclerc. Monakijczyk w sobotę sięgnął po pole position i stanął przed ogromną szansą na zwycięstwo w swoim własnym kraju. Wcześniej ta sztuka nie udała mu się ani razu. Na korzyść kierowcy Ferrari działała wąska nitka toru, która w zasadzie uniemożliwia wyprzedzanie. Nie bez powodu mówi się, że w Księstwie najważniejsza jest właśnie sobotnia czasówka. Charles Leclerc zgodnie z przewidywaniami po prostu zrobił swoje, nie popełnił choćby jednego poważnego błędu i dowiózł prowadzenie do mety. Po ostatnim kółku lider Ferrari odetchnął z ulgą. Co roku w jego ojczyźnie coś zawsze stawało mu na przeszkodzie. W maju 2024 wreszcie dopisało mu szczęście, bo kto wie jak zakończyłyby się zmagania, gdyby nie czerwona flaga i zawodnicy na półmetku dystansu zjeżdżaliby po świeże ogumienie. Włoska stajnia w ostatnich latach regularnie udowadniała, iż potrafi przegrać nawet teoretycznie wygrany wyścig. W przeszłości wielokrotnie zawodziła strategia, nie wspominając już o długich pit stopach. Wyniki wyścigu o Grand Prix Monako: