Wielka fiesta panująca na trybunach skończyła się zaledwie parę sekund po zgaśnięciu pięciu czerwonych świateł. Wybornie z pól startowych ruszył co prawda duet Red Bulla, ale o ile Max Verstappen przedarł się na czoło stawki, o tyle Sergio Perez starł się z Charlesem Leclerciem. Zawodnik Red Bulla z impetem wypadł na pobocze oraz poważnie uszkodził bolid. Kilkadziesiąt tysięcy obserwatorów momentalnie pogrążyło się w ciszy, bo kraksa zniweczyła szanse lokalnego bohatera na spektakularny sukces. Podczas drugiego okrążenia okazało się zresztą, że Perez nie dojedzie do mety, gdyż uszkodzenia bolidu wykluczały dalszą jazdę. Nie lada cios otrzymali również sympatycy Ferrari, którzy po zajęciu całego pierwszego rzędu przez swoich ulubieńców liczyli na to, że choć trochę uprzykrzą oni życie Maksowi Verstappenowi. Jak wspominaliśmy wyżej, Holender ekspresowo pozbawił ich złudzeń i czerwonym samochodom została "jedynie" walka o podium. Kibice obawiali się o Charlesa Leclerca. Bolid Monakijczyka też ucierpiał w incydencie z Sergio Perezem i dosłownie w każdej chwili mogły pojawić się problemy z jego działaniem. O dziwo Monakijczyk z naruszonym przednim skrzydłem prezentował lepsze osiągi od Carlosa Sainza. Przed Hiszpana awansował Lewis Hamilton, który już chciał zaatakować Leclerca, jednak jego ogromny zapał chwilowo ostudziła potężna kraksa Kevina Magnussena. Duńczyk kompletnie zniszczył samochód oraz bariery. Trzeba było je naprawić, żeby dalej kontynuować ściganie. Do alei serwisowej zdenerwowany wjeżdżał Max Verstappen. Spokojnie prowadzący Holender nie rozumiał decyzji organizatorów i obawiał się utraty fotela lidera podczas wznowienia zmagań z pól startowych. Verstappen obawiał się restartu. Mercedes zaryzykował Trzykrotny mistrz świata spokojnie utrzymał się na czele. Nerwowo w lusterka oglądali się za to reprezentanci Scuderii. - Przez wybór twardych opon, będzie ogromny bałagan - alarmował Charles Leclerc, bo Lewis Hamilton oraz George Russell dysponowali pośrednim ogumieniem i przynajmniej na początku stanowili ogromne zagrożenie. Starszy z Brytyjczyków zgodnie z przewidywaniami szybko zabrał się do roboty, wyprzedzając rywala pięć okrążeń po restarcie. Charles Leclerc nie zamierzał odpuszczać, licząc na to, że opony w samochodzie siedmiokrotnego mistrza świata w końcówce będą w marnym stanie. - Hamilton powinien zwalniać - zapewniał go inżynier. Optymistyczny scenariusz Ferrari nie sprawdził się i przedstawiciel "Srebrnych Strzał" zawitał na metę jako drugi. Wyniki wyścigu o Grand Prix Meksyku: