Sympatycy królowej sportów motorowych już od poranka liczyli na ogromną niespodziankę, czyli premierową porażkę Red Bulla w sezonie. Na pole position po raz pierwszy w tym roku ustawił się przecież Charles Leclerc. O ile jednak Monakijczyk w czasówkach nie miał sobie równych, o tyle w warunkach wyścigowych nie było u niego tak kolorowo. Doskonale pokazał to sprint. W stukilometrowej rywalizacji Sergio Perez uporał się z nim na ósmym okrążeniu, nie pozostawiając potem mu żadnych złudzeń na zwycięstwo. W głównych zmaganiach za liderem Scuderii ustawił się natomiast Max Verstappen. Holender z reprezentantem Ferrari poradził sobie jeszcze szybciej niż wczoraj jego zespołowy kolega. Dwukrotny czempion tylko cierpliwie poczekał na aktywację systemu DRS i z łatwością prześcignął rywala na czwartym kółku. Nie zaskoczyło to jakoś specjalnie samego Leclerka, który spodziewał się takiego scenariusza. Zresztą kilka minut później Monakijczyk znów musiał przełknąć gorycz porażki, bo identycznym manewrem popisał się Sergio Perez. Jedyne więc na co było stać ulubieńca Tifosich, to utrzymanie pierwszego podium dla włoskiej stajni w obecnie trwającym sezonie. Ci którzy myśleli, że na tym skończą się emocje, byli w naprawdę wielkim błędzie. Tor w stolicy Azerbejdżanu nie wybacza bowiem błędów, o czym na własnej skórze przekonał się Nyck de Vries. Debiutant w stawce fatalnie pokonał jeden z zakrętów, zatrzymał się przed samą bandą i spowodował wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Los tak chciał, że chwilę wcześniej po nowe opony zjechał Max Verstappen przez co stracił on pozycję lidera na rzecz... Sergio Pereza. Komunikatu radiowego wówczas nie usłyszeliśmy, ale nietrudno sobie wyobrazić, co musiał czuć obecny mistrz świata. Kibice usypiali z nudów. Bezradny Max Verstappen Zamiast ekscytującego bratobójczego pojedynku, otrzymaliśmy jednak nudną i usypiającą "procesję". W połowie zmagań do duetu Red Bulla Charles Leclerc tracił aż czternaście sekund. Ponadto prowadzący Meksykanin zamiast tracić przewagę, stale odjeżdżał partnerowi z zespołu. - Dobra, mój tata właśnie chrapie, fascynujący wyścig - napisała chociażby pani Kasia na Twitterze. - Tu trzeba trzymać do samego końca rękę na pulsie - odpowiedział jednak Mikołaj Sokół, komentujący zmagania na antenie Viaplay. Kto miał rację? Niestety w tym przypadku śpiący tata. Do ostatniego okrążenia w czołówce nie oglądaliśmy większych roszad, co oznaczało że po drugie zwycięstwo w 2023 roku sięgnął Sergio Perez. Meksykanin tym samym rzucił rękawice Maksowi Verstappenowi i pokazał, iż w walce o tytuł na pewno tanio skóry nie sprzeda. Obaj zawodnicy triumfują jak na razie naprzemiennie i mają na swoim koncie po dwa największe puchary. Który z kierowców będzie mógł pochwalić się lepszym bilansem po zmaganiach w Miami? Przekonamy się o tym już w przyszłym tygodniu. Wyniki wyścigu o Grand Prix Azerbejdżanu: