Dzisiejszemu sprintowi z zaciekawieniem przyglądał się chyba cały świat motorsportu. Wszystko za sprawą niewiarygodnego wręcz wyczynu Kevina Magnussena, który w piątkowych kwalifikacjach rozkręcał się z sesji na sesję, by w decydującej części odpalić petardę i zdobyć pierwsze w karierze pole position. Wczorajszą euforię w sobotni wieczór zastąpiło jednak olbrzymie skupienie, ponieważ tuż obok niego ustawił się Max Verstappen, a drugi rząd należał do zawsze groźnego George’a Russella. To, że prędzej czy później wyprzedzą oni Duńczyka było pewne jak to, iż dwa razy dwa równa się cztery, lecz reprezentant Haasa niewątpliwie nie chciał zbyt szybko kończyć swojego pięknego snu. Potrwał on ostatecznie trzy okrążenia. W początkowej fazie rywalizacji zbawienny dla kierowcy Haasa okazał się pojedynek między Verstappenem a Russellem. Gdy sytuacja wreszcie się unormowała, to zarówno Holender, jak i Brytyjczyk nie pozostawili zawodnikowi prowadzącemu biały bolid żadnych złudzeń i nie tylko go wyprzedzili, ale i odjeżdżali wraz z każdym kolejnym przejechanym kilometrem. Jak się później przekonaliśmy, był to tak naprawdę początek spadku 30-latka w dół klasyfikacji, gdyż ukończył sprint na ósmej pozycji, co i tak jak na możliwości amerykańskiego teamu jest naprawdę dobrym wynikiem. Grymas niezadowolenia pojawił się także na twarzy Fernando Alonso. Hiszpan ruszał bowiem w pierwszej dziesiątce, lecz po kontakcie z zespołowym partnerem - Estebanem Oconem marzenia o dobrym polu startowym musiał włożyć między bajki. - Wypchnął mnie w czwartym zakręcie, a później na prostej. Dobra robota! - wykrzyczał i po zaledwie paru minutach ścigania musiał zameldować się u mechaników. Mercedes z piekła do nieba Podczas gdy swój osobisty dramat przeżywał hiszpański dwukrotny mistrz świata, ten obecny z Holandii na półmetku zachwycał nas imponującym pojedynkiem z George’em Russellem. Brytyjczyk dysponujący miększą mieszanką opon co rusz próbował wcisnąć się przed rywala, lecz ten momentalnie kontrował i utrzymywał się na prowadzeniu. Dobra passa skończyła się na piętnastym okrążeniu, gdy reprezentant Mercedesa przeprowadził udany atak i momentalnie odjechał przeciwnikowi. Kibice "Czerwonych Byków" w końcówce liczyli jeszcze na cud, czyli spadek tempa 24-latka ze względu na inny zestaw opon. Nic takiego nie miało jednak miejsca i to właśnie George Russell ustawi się w niedzielę na pierwszym polu. Ba, im bliżej mety, tym Max zaczynał coraz bardziej słabnąć i tak oto najpierw ograł go Carlos Sainz, a następnie Lewis Hamilton. Z pewnością nie tak miał wyglądać ten sprint w wykonaniu obecnego czempiona. Na przeciwnym biegunie mamy rzecz jasna Mercedesa. Zwycięstwo George’a Russella w połączeniu z trzecim miejscem Lewisa Hamiltona fani "Srebrnych Strzał" jeszcze wczoraj braliby w ciemno. Dziś z kolei nie ulega już chyba wątpliwości, że obaj Brytyjczycy są w stanie jutro powalczyć o triumf w głównym wyścigu, bo po karze cofnięcia o pięć pozycji Carlosa Sainza za nowy silnik spalinowy, zajmą pierwszy rząd. Transmisja z wydarzenia od 18:55 w Eleven Sports 1 oraz Polsat Box Go. Wyniki sprintu przed Grand Prix Sao Paulo: