Historia Red Bulla nadaje się do Hollywood. Mateschitz wpadł na - jak się później okazało - genialny pomysł podczas delegacji do Tajlandii. Młody, lotny student został wysłany na drugi koniec świata w 1984 roku jako przedstawiciel firmy Blendax, która produkowała pastę do zębów. Legenda głosi, że siedząc w hotelowym lobby, zobaczył, że Tajowie nie piją rano kawy, a zamiast tego sięgają po napój pod tajemniczą nazwą Krating Daeng. Młody i chłonny umysł musiał zaspokoić swoją ciekawość. Szperał, pytał i dociekał. Dopiął swego i spotkał się z niejakim Chalermem Yoovidhyą, producentem napoju, który podbił kubki smakowe Tajów (i samego Mateschitza). Panowie dobili targu. Krating Daeng zmieniło nazwę na Red Bull. A właściwie zmieniło tylko język, w którym wyrażona jest ta sama treść. Krating daeng to bowiem po angielsku... red bull, czerwony byk. Zmarł założyciel Red Bulla. Sponsorował też skoki narciarskie Red Bull od początku wzbudzał kontrowersje. Niekiedy zbyt duże, na czym koncern tracił. Na przykład w latach 80. Dania, Norwegia, Urugwaj i Islandia zezwalały na sprzedaż napoju jedynie w aptekach z uwagi na zawartość tauryny i kofeiny. Mateschitz musiał co nieco pozmieniać, aby produkt pozostał masowy. Udało się. Po czterech latach Red Bull sprzedał pierwszy milion puszek. Interes wystrzelił jednak dopiero wtedy, gdy koncern na poważnie wziął się za marketing, wytyczając przy tym nową drogę. Zamiast po prostu namawiać ludzi do kupna puszki, firma sponsorowała sport w każdej postaci. Im bardziej ekstremalny, tym lepszy. Targetem byli - rzecz jasna - młodzi ludzie. Przez lata Red Bull wychował sobie wiernych konsumentów, którzy zaczęli wręcz utożsamiać się z puszką. Nic nie pomogłoby w tym lepiej, niż sport. Najpierw Mateschitz i jego ludzie postawili na dyscypliny niszowe. Logo z bykiem pojawiało się więc na zawodach w cliff divingu, jeździe na rowerach BMX czy wyścigach snowboardowych. Z czasem Red Bull zagarnął też sporty o globalnej rozpoznawalności. Stąd dwa zespoły w Formule 1, kilka drużyn piłkarskich (w Austrii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Brazylii czy Ghanie) czy przejęcia klubu hokejowego EC Salzburg. Macki Red Bulla z czasem sięgnęły też do świata skoków narciarskich. To logiczny krok, biorąc pod uwagę, że dyscyplina wpisuje się w wymagania firmy co do ekstremalności, a jednocześnie w kilku krajach świata (Austria, Polska, Norwegia) jest bardzo popularna. W zespole Red Bulla skakali Thomas Morgenstern, Andreas Goldberger, Daiki Ito czy Gregor Schlierenzauer. Kontrakt z austriackim gigantem podpisał też Adam Małysz. Jak policzyła przed laty firma Pentagon Research, koncern zyskał na tej współpracy ponad 90 milionów złotych, na tyle wyceniono ekwiwalent marketingowy. Bliski podpisania umowy z Austriakami był ponoć także Kamil Stoch.