Za nami jeden z najbardziej pokręconych wyścigów w tegorocznym sezonie Formuły 1. W Abu Zabi po wielu zwrotach akcji przy najmniej na razie największy uśmiech na swoich ustach ma Max Verstappen. Holender pomimo fatalnego startu zdołał odwrócić losy rywalizacji i ostatecznie pierwszy przekroczył linię mety, pieczętując przy okazji zasłużony tytuł mistrzowski. Z całą pewnością nie byłoby sukcesu Holendra, gdyby nie zwariowana końcówka zmagań i wyjazd samochodu bezpieczeństwa po rozbiciu bolidu przez Nicholasa Latifiego. Na niespodziewane wydarzenia na torze momentalnie zareagował Red Bull, który licząc na ostrą walkę na finiszu, sprowadził swojego lidera na "darmowy" pitstop. Początkowo misterny plan spalił na panewce, ponieważ sędziowie zabronili kierowcom z końca stawki oddublowania się, jednak po naciskach szefostwa "Czerwonych Byków" stewardzi zmienili zdanie. Było to wodą na młyn dla Maxa Verstappena. 24-latek po wznowieniu rywalizacji doskonale wykorzystał świeższe opony i wyprzedził Lewisa Hamiltona rzutem na taśmę, zostając pierwszym mistrzem świata z Holandii. Mercedes złożył dwa protesty Jeszcze w trakcie trwania wyścigu byliśmy święcie przekonani, że świat Formuły 1 na długo nie zapomni tego incydentu i niezrozumiałej decyzji sędziów, z której następnie sami się wycofali. Nie myliliśmy się. Do akcji kilka minut po dekoracji wkroczył Mercedes. Niemiecka stajnia zdecydowała się na oprotestowanie końcowych wyników i nie wysłała na oficjalną konferencję prasową Lewisa Hamiltona. "Srebrne Strzały" nie chcą na tym poprzestać. Team z siedzibą w Brackley ma również zastrzeżenia co do postawy Maxa Verstappena. Zdaniem członków zespołu, 24-latek na moment wyprzedził siedmiokrotnego mistrza świata w sytuacji, kiedy obaj jechali za samochodem bezpieczeństwa. Jedno jest pewne - przed sympatykami zarówno holenderskiego, jak i brytyjskiego kierowcy kolejny nerwowy wieczór. Na oficjalne informacje niestety przyjdzie nam prawdopodobnie poczekać co najmniej kilka godzin.