Felipe Massa przebywający we włoskich Dolomitach na dorocznej imprezie Wrooom, zorganizowanej przez włoską scuderię Ferrari, powiedział, że obecna Formuła 1 bardzo różni się od tej, w której zaczynał 10 lat temu. Brazylijczykowi nie podoba się, jak zresztą wielu innym kierowcom, pomysł płacenia przez młodych kierowców horrendalnych kwot za możliwość występów w królewskiej serii wyścigowej. Massa jest za tym, aby o miejscu w składzie teamu, tak jak za czasów jego młodości, decydowały umiejętności zawodnika a nie sakiewka. - Gdy porównam sezon 2002 z teraźniejszością, widzę ogromną różnicę. Oczywiście nadal przychodzą młodzi zawodnicy, ale ja wstępując do tego sportu dostawałem szansę nie płacąc za nią. Dzisiaj nawet gdy wygrywasz w niższych seriach, by awansować do F1 musisz mieć szczęście, ponieważ bez pieniędzy praktycznie nic nie zdziałasz - stwierdził 30-latek z Ferrari. Po pamiętnym wypadku na torze Hungaroring (lipiec 2009) i długiej absencji spowodowanej leczeniem, Felipe Massa nie potrafi wrócić do formy z 2008 roku, kiedy wywalczył tytuł wicemistrza świata przegrywając walkę o mistrzowską koronę tylko z Lewisem Hamiltonem (McLaren) na ostatnim okrążeniu ostatniego Grand Prix. Dodatkowo jego kontrakt z Maranello kończy się wraz z upływem tego roku. Team spod znaku "Cavallino" od dawna daje sygnały, że jeżeli Brazylijczyk nie poprawi swoich wyników z dwóch ostatnich sezonów, umowa nie zostanie przedłużona. Nic więc dziwnego, że będący pod presją Massa ima się różnych pomysłów, aby znowu awansować na czołowe miejsca. W tym samym wywiadzie kierowca Ferrari stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem dla F1 byłoby, gdyby wszyscy startujący jeździli samochodami o jednakowych osiągach. Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze, a o zwycięstwie decydowałyby umiejętności poszczególnych kierowców. - Gdybyśmy mieli mistrzostwa oparte na talencie zawodników, jak to jest w większości niższych serii, byłoby o wiele lepiej - przekonywał Felipe Massa. Wydaje się jednak, że Brazylijczyk zapomina o tym, że można mieć najlepszy samochód i nie wygrywać. Ba! Niejednokrotnie nie być nawet w czołówce, o czym przekonał się w tym roku Mark Webber z teamu Red Bull Racing, który jeździł takim samym bolidem, jak obrońca i aktualny mistrz świata Sebastian Vettel. Cóż, tonący brzytwy się chwyta...