Najważniejsza sobotnia czasówka, podobnie jak ostatni trening, rozpoczęła się z piętnastominutowym opóźnieniem. Miało to związek z regulaminem, który zakłada dwugodzinną przerwę między obiema sesjami. Fani nie byli z tego powodu jakoś przesadnie smutni, bo rywalizacja zapowiadała nam się wybornie. W pierwszych dzisiejszych zajęciach czołowa czwórka zmieściła się w 0,4 sekundy, a dramaturgii dodawał fakt, iż próżno było szukać zdecydowanego faworyta. Niepokojąco wyglądała jedynie różnica "grupy pościgowej" do najlepszych. Poza zrywem Fernando Alonso w FP2, żaden przedstawiciel innych zespołów nie potrafił zbliżyć się do reprezentantów Ferrari oraz Red Bulla na mniej niż sekundę. Na pocieszenie trzeba jednak napisać, iż to nie Monako i kiepski wynik w kwalifikacjach nie oznacza straconego wyścigu. No chyba, że odpadnie się w pierwszej części i wystartuje się z totalnego końca stawki. Nudy? Lance Stroll służy pomocą! Co oczywiste nikt nie chciał wylądować na dnie tabeli czasów, więc na torze w końcówce Q1 zaczęło zwyczajnie robić się nerwowo. Sporego zamieszania narobił Lance Stroll. Kanadyjczyk najpierw lekko uderzył w jedną z barierek, by parę chwil później ze zdecydowanie większym impetem wpakować się w ścianę. Drugi incydent spowodował wywieszenie czerwonej flagi i ciężary dla zagrożonych kierowców, ponieważ po wznowieniu rywalizacji mieli oni zaledwie nieco ponad dwie minuty na złożenie okrążenia dającego awans do dalszej rozgrywki. Pomimo ogromnych starań i nerwowego spoglądania na wyświetlacze, szczęście ostatecznie nie uśmiechnęło się do Micka Schumachera, Nicholasa Latifiego oraz Kevina Magnussena. Szkoda było nam zwłaszcza tego ostatniego pana, który nie dość, że utknął w korku, to pod koniec kółka trafił na żółtą flagę i rzutem na taśmę prześcignął go Valtteri Bottas. - Alonso powinien otrzymać karę. Celowo nas spowalniał i zjechał z toru - grzmiał też odpadający z rywalizacji Alex Albon, co oznacza, iż sędziowie nie opuszczą dziś prędko tego pięknego ulicznego obiektu. Sebastian Vettel igrał z ogniem W Q2 na nietypową strategię postawiła Alfa Romeo. Zespół z siedzibą w Hinwil całkowicie odpuścił pierwsze przejazdy i wysłał swoich kierowców na tor dopiero wtedy, gdy większość zawodników zameldowała się w garażach, by później pojawić się jeszcze na torze ze świeżym ogumieniem. Na nic się to jednak zdało, gdyż zarówno Valtteri Bottas, jak i Zhou Guanyu zupełnie odstawali od reszty rywali. Pod kreską poza nimi znaleźli się również Esteban Ocon, Daniel Ricciardo oraz Lando Norris. O niesamowitym szczęściu mógł mówić z kolei Sebastian Vettel. Niemiec na około siedem minut przed pojawieniem się flagi w szachownice uderzył w barierę, lecz zrobił to na tyle lekko, że w jego aucie nie doszło nawet do uszkodzenia przedniego skrzydła. Ba, wcześniej wykręcony rezultat pozwolił mu też na awans do decydującej części zmagań. Carlos Sainz prawie pogodził faworytów Punktualnie o godzinie 17:15 rozpoczęliśmy kolejny epizod formułowych gwiezdnych wojen, czyli pojedynek Ferrari z Red Bullem o pole position. Na dzień dobry potężny cios wyprowadziła Scuderia, a przede wszystkim Carlos Sainz. Hiszpan odstawił nie tylko dwa "Czerwone Byki", ale i zespołowego kolegę - Charlesa Leclerca. To jednak nie był koniec. 27-latek w decydującym momencie deliktanie pocałował bandę i nie poprawił rezultatu. Sytuację momentalnie wykorzystał jeżdżący z nim w jednym teamie Monakijczyk, który odpalił kolejną w ten weekend petardę i ustanowił czas nie do przebicia. Co prawda do końca w happy-end i w jakiś nagły zwrot akcji wierzyli sympatycy Sergio Pereza oraz Maksa Verstappena, lecz nic takiego nie nastąpiło i to czerwony bolid ustawi się jutro na pierwszym polu startowym. A co z Carlosem Sainzem? Znów dopiero czwarty. Transmisja jutrzejszego wyścigu w Eleven Sports 1 i Polsat Box Go od godziny 12:55. Wyniki kwalifikacji do Grand Prix Azerbejdżanu: