Aby utwierdzić się w przekonaniu, że dziś czeka nas jeden z najciekawszych wyścigów w tym sezonie trzeba było tylko na chwilkę spojrzeć na wyniki wczorajszych kwalifikacji. W nich pierwsze pole position w karierze zapewnił sobie George Russell, a lider klasyfikacji generalnej - Max Verstappen przebijał się dziś do czołówki z odległego, piątego rzędu. Startujący tuż za Brytyjczykiem duet Ferrari musiał więc tylko albo aż zaliczyć spokojny początek i zrobić to, co do nich należy czyli postarać się o dublet, który zawsze smakuje wyjątkowo. Mało emocji na starcie? Znów o sobie znać dała iście brytyjska aura na Hungaroringu i o ile rano serie towarzyszące Formule 1 rywalizowały na suchym torze, tak na główny wyścig nad stolicę Węgier zawitały straszne, ciemne chmury oraz silnie wiejący wiatr. Było to oczywiście wodą na młyn dla Maksa Verstappena. Holender otrzymał dodatkowo nowiutkie komponenty jednostki napędowej, które miały umożliwić mu skuteczną pogoń za rywalami. Max Verstappen robił co chciał I umożliwiły, bo podczas gdy cały świat koncentrował się nad zacną obroną pozycji przez George’a Russella, Max Verstappen za plecami kierowców Mercedesa oraz Ferrari odrabiał pozycję za pozycją. Lider klasyfikacji generalnej nie miał jednak łatwo, ponieważ nie minęła połowa dystansu, a już zaczęły pojawiać się niepokojące komunikaty. - Ludzie co się dzieje. Problem ze sprzęgłem, problem ze sprzęgłem - oznajmił na przykład na szesnastym okrążeniu, po czym zjechał do boksu i dopiero wtedy rozpoczął się show. Samochód obecnego czempiona znów zaczął działać tak jak powinien, więc 24-latek nie omieszkał się tego wykorzystać. Pomógł mu także zespół, który poszedł va banque i pomimo gróźb dotyczących potencjalnego pojawienia się deszczu, na 39 okrążeniu postanowił o podcięciu strategii Ferrari. Efekt? Awans przed George’a Russella oraz Carlosa Sainza, a chwilę później udany manewr wyprzedzania na Charlesie Leclercu. Holendrowi w drodze po kolejny triumf w karierze nie przeszkodziła nawet chwilowa utrata kontroli nad pojazdem. To, że nie skończył w bandzie to jedno. On nawet nie stracił rytmu i ekspresowo zrewanżował się Charlesowi Leclercowi, po raz drugi na przestrzeni dziesięciu minut radząc sobie z Monakijczykiem. Ferrari znów to zrobiło… Swoją drogą to Ferrari znów skrzywdziło wicelidera generalki, bo na drugim pitstopie otrzymał on twarde opony. Zupełnie pogorszyło to jego tempo, co było jednoznaczne z utratą podium. Największą nadzieją Scuderii na ewentualny sukces stał się więc Carlos Sainz. Hiszpan zamiast gonić drugiego George’a Russella musiał jednak oglądać się za siebie, ponieważ z kółka na kółko coraz bardziej rozkręcał się Lewis Hamilton. Brytyjczyk na 52 okrążeniu w końcu dopiął swego i po raz drugi w tym roku zapewnił kolejne podwójne podium Mercedesowi. Siedmiokrotny czempion nie zamierzał poprzestać na trzecim miejscu i nawet nie zdążyliśmy mrugnąć okiem, a jego tylne skrzydło oglądał już George Russell. Kosmos! Puls sympatyków Red Bulla zwiększył się jeszcze na moment w samej końcówce, gdy na poboczu zaparkował Valtteri Bottas. Fanom "Czerwonych Byków" szybko spadł jednak kamień z serca, ponieważ sędziowie zdecydowali jedynie o wirtualnej neutralizacji. Max Verstappen w spokojnym tempie przekroczył więc linię mety i umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej. Kolejny wyścig dopiero 28 sierpnia w Belgii. Transmisja tradycyjnie w Eleven Sports 1 oraz Polsat Box Go. Teraz zawodnicy udadzą się na zasłużoną przerwę wakacyjną. Wyniki wyścigu o Grand Prix Węgier: