Artur Gac, Interia: Trwa gorący okres wyczekiwania na decyzję "stajni" Williamsa w sprawie Roberta Kubicy. Co podpowiada panu intuicja? Krajan z Krakowa w przyszłym sezonie będzie etatowym kierowcą bolidu Formuły 1? Michał Kościuszko, były kierowca rajdowy: - Mam przeczucie, że zaangażują Roberta. Nie wiem, czy to rzeczywiście się wydarzy, ale praca, jaką Robert wykonał, jest ogromna i wielu ludzi go za to podziwia, w tym ja. Mam tu na myśli cały proces rehabilitacji oraz poziom zaangażowania. Jego upór w dążeniu do powrotu do Formuły 1 jest godny naśladowania. Myślę, że pewnego dnia wybierzemy się na film o tematyce powrotu Roberta Kubicy, bo to materiał kinowy. Zwłaszcza, gdyby udało mu się wrócić do F1, to jestem pewien, że byłaby to światowa produkcja. - Wszyscy kibice czekają na Roberta powrót, nie tylko polscy fani, ale też cały świat motosportu i F1. Myślę, że poza wysoką wartością sportową, dobrze by to też zrobiło pod względem marketingowym dla tego sportu. Byłby to jeden z większych powrotów w historii F1. Emocje emocjami, historia powrotu Kubicy do sportu jest niewiarygodna i chwyta za serca, ale w sporcie, a zwłaszcza w elitarnej "jedynce", większe znaczenie mają inne kwestie. Patrząc rzeczowo, zupełnie chłodnym okiem, co w największym stopniu przemawia za kandydaturą rodaka? - Sądzę, że przede wszystkim jego wiedza techniczna i umiejętność pracy z zespołem, z inżynierem, a co za tym idzie rozwój samochodu. Ponadto regularność w jeździe, gdyby była utrzymana na poziomie sprzed wypadku. Zespoły podkreślają, że dobrze się z nim pracuje, bo doskonale potrafi określić, jaka jest bolączka danego bolidu i w którym kierunku należy go rozwijać. A nie zapominajmy, że takie samochody cały czas bardzo ewoluują, wobec czego wprowadzane są ciągłe zmiany. Dlatego potrzebny jest kierowca świadomy technicznie, a Robert niewątpliwie jest gwarantem takiej fachowości. - Do tego dodałbym umiejętność adaptacji do zmieniających się warunków. Startami w rajdach samochodowych, w dodatku jakby w ramach rehabilitacji, pokazał, że jest niewiarygodnie wszechstronny. Udowodnił, że dobrze czuje się nie tylko na torze, ale również w samochodzie rajdowym, na luźnej nawierzchni. On ma po prostu dar prowadzenia wszystkiego, co ma cztery koła i kierownicę. To coś niespotykanego. Gdyby jednak miał spełnić się czarny scenariusz i nasz gwiazdor został pozbawiony miejsca w bolidzie, to według pana co jest największą słabością w kandydaturze Kubicy? - Myślę, że słabym punktem ewentualnie może być wiek Roberta. To świeżo upieczony 33-latek, który rywalizuje z kierowcami młodszymi od siebie. W Williamsie już jest zakontraktowany 19-latek (Kanadyjczyk Lance Stroll - przyp. AG), więc istniałaby bardzo duża różnica wieku. Poza tym ewentualny powrót Roberta też wiązałby się z okresem "rozbiegowym", bo pewnie nie od razu złapałby swoją prędkość wyścigową, a czas ucieka. To może być jakiś mankament, ale z drugiej strony z wiekiem idzie doświadczenie, więc metrykę można interpretować w wieloraki sposób. A jeśli chodzi o aspekt finansowy, który jest podnoszony przez większość ekspertów i fanów? Mówiąc wprost, czy też pana zdaniem istnieje obawa, że Kubica przegra z Rosjaninem Siergiejem Sirotkinem pod względem wkładu finansowego, jaki jest w stanie wnieść do zespołu Williamsa? - Myślę, że kibice nie wiedzą, jakim Robert dysponowałby zapleczem finansowym. Przynajmniej ja, a trochę interesuję się motosportem, tego nie wiem. Nie wiem, czy za Robertem poszłoby zaangażowanie dużych polskich koncernów, czy może prywatnych przedsiębiorców... Niewątpliwie jednak Formuła 1 jest grą dla dużych chłopców, gdzie nie ma miejsca na sentymenty. Często rządzi polityka i pieniądze. Myślę, że aspekt finansowy gdzieś w tle też istnieje. Nie zapominajmy, że zespół Williamsa nie jest czołowym teamem, jeśli chodzi o posiadany budżet, więc każdy wkład finansowy jest istotny i może znacząco pomóc zespołowi. Przypuszczalnie, tak na logikę, jeśli jest dwóch porównywalnych kierowców, ale jeden z nich może wnieść większy budżet, to pewnie decyzja by szła w kierunku zatrudnienia kierowcy, krótko mówiąc, bogatszego. Mówi pan dokładnie to samo, co swego czasu Kubica, bowiem słowa Polaka na swoim blogu przypomniał dziennikarz Mikołaj Sokół. "Często powtarza się (mówił kiedyś o tym nawet sam Robert), że mając do dyspozycji jednego kierowcę z kilkumilionowym budżetem i drugiego bez wsparcia, ale szybszego o pół sekundy, to sensownie jest wybrać tego pierwszego - bo za kilka milionów można przyspieszyć samochód o sześć czy siedem dziesiątych, notując zysk netto" - napisał Sokół. - Skoro sam Robert potwierdza tę tezę, to nie ma wątpliwości, że Formuła 1 w dużym stopniu rządzi się finansami. Bogatszy zawsze będzie w bardziej uprzywilejowanym położeniu. Miejmy nadzieję, że tutaj takiej sytuacji nie będzie i decydująca, na korzyść Roberta, okaże się wartość sportowa.