Grand Prix Las Vegas nie bez powodu było zapowiadane jako najbardziej spektakularne wydarzenie w tegorocznym sezonie Formuły 1. Królowa sportów motorowych w tym mieście gościła ostatnio w XX wieku i to w dodatku poza ścisłym centrum metropolii. Tym razem promotorzy zorganizowali zmagania z przytupem, ponieważ tor przebiega w samym sercu światowej stolicy kasyna. O ile do działań marketingowych rzeczywiście nikt nie może się przyczepić, o tyle sytuacja gorzej wygląda na miejscu akcji. Bolidy ślizgają się po nawierzchni niczym po lodowisku. Ponadto w pierwszym treningu oglądaliśmy komiczne wręcz sceny. Jazdy otwierające weekend zakończyły się po niecałych dziesięciu minutach ze względu na źle zabezpieczone studzienki. W jedną z nich wjechał Carlos Sainz, który zniszczył samochód i mechanicy odbudowali konstrukcję dopiero po kilku godzinach ciężkiej pracy. Nie było to jednak jedyne zmartwienie organizatorów, bo natychmiastowo musieli oni sprawdzić inne niebezpieczne miejsca, co doprowadziło do opóźnienia drugiego treningu. Zmagania ku niezadowoleniu kierowców finalnie rozpoczęły się dopiero o 2:30 w nocy miejscowego czasu. Kibice chcą odzyskać pieniądze za bilety Jeszcze bardziej wściekli byli kibice, którzy z powodu późnej pory na polecenie organizatorów dostali nakaz opuszczenia trybun. Początkowo upierali się oni, że chcą pozostać na terenie obiektu, lecz ostatecznie dali za wygraną i z przykrością opuścili obiekt, co oznaczało, iż w trakcie całego wieczoru obejrzeli w akcji zawodników przez około dziesięć minut. Wejściówki nie były tanie, gdyż kosztowały kilkaset dolarów. Formuła 1 oraz Liberty Media wspólnie wydali oświadczenie w tej sprawie i w ramach zadośćuczynienia zaproponowali voucher o wartości dwustu dolarów do oficjalnego sklepu z gadżetami na terenie toru. Ani słowa natomiast nie było o zwrocie za bilety, co rozwścieczyło kibiców. Sympatycy królowej sportów motorowych długo nie zamierzali czekać i zapowiedzieli pozew zbiorowy. Jak poinformował portal reviewjournal.com, o odzyskanie pieniędzy postara się aż 35 000 osób. - Będziemy bronić praw kibiców, którzy pokonali mnóstwo kilometrów i zapłacili niemałą cenę za bilety, ale zostali pozbawieni możliwości obejrzenia kierowców w akcji - napisał w oficjalnym oświadczeniu Steve Dimopoulos, właściciel kancelarii prawnej zajmującej się potyczką sądową. Sprawa pewnie szybko się nie wyjaśni. Pokrzywdzeni fani nie stoją na straconej pozycji i mają pełne poparcie kibiców z całego świata. - Bardzo dobrze, że działacie - komentują użytkownicy Facebooka, X czy Instagrama.