Święto motorsportu na Silverstone ekspresowo zamieniło się w wielki dramat. Miejscowi kibice długo nie cieszyli się rewelacyjnym startem Lewisa Hamiltona, ponieważ humor popsuła im potężna kraksa z udziałem kilku kierowców. Najbardziej ucierpiał w niej Zhou Guanyu, przy którym momentalnie pojawiły się służby medyczne. Dramaturgii dodawał też brak jakiekolwiek powtórki przez dobry kwadrans, co oznaczało tylko jedno - jest bardzo źle. Na szczęście skończyło się tylko na strachu i podczas gdy cały świat panikował, karetka spokojnie przetransportowała poszkodowanego do centrum medycznego, gdzie lekarze udzielili mu niezbędnej pomocy. Jakby było mało problemów, ogromny chaos wykorzystali protestujący, którzy nie posłuchali apelującej o rozwagę policji i z niewiadomych przyczyn znaleźli się na torze. Ich wyłapanie oraz zaprowadzenie porządku musiało trochę potrwać. To w połączeniu z naprawą bandy spowodowało przedłużenie czerwonej flagi. Summa summarum rywalizacja została przerwana na prawie godzinę, co w tym roku zdarzyło się dopiero po raz drugi (poprzednio w Monako ze względu na mocne opady deszczu). Ferrari otrzymało drugą szansę Na przeogromnym nieszczęściu Zhou Guanyu zdecydowanie skorzystało Ferrari. W pierwszym podejściu Carlos Sainz nie popisał się bowiem najlepszym refleksem i błyskawicznie "łyknął go" Max Verstappen. Po kilkunastominutowej pauzie oglądaliśmy już jednak zupełnie innego Hiszpana. Pomógł mu też dodatkowo Charles Leclerc, który przeszkadzał głównemu rywalowi w generalce jak tylko się da i w pewnym momencie nawet lekko uderzył w samochód obecnie urzędującego mistrza świata. Incydent ten wyzwolił chyba u Holendra dodatkowe pokłady energii, gdyż błyskawicznie zabrał się on w pogoń za liderem, wykorzystał jego błąd i szybko znalazł się na czele stawki. Wydawało się wówczas, że reprezentant Red Bulla zacznie kontrolować wyścig i za chwilę odjedzie rywalom. Były to jednak miłe złego początki, bo obecny czempion prowadzeniem nacieszył się może z pięć minut. Na trzynastym okrążeniu jego bolid zaczął nagle zwalniać. Powód? Przebicie opony i bliżej niezidentyfikowana usterka! Na nic zdała się nawet szybka wymiana ogumienia. - Na sto procent samochód jest zepsuty - wściekał się 24-latek widząc oddalających się od niego przeciwników. Już wtedy stało się jasne, iż o dobrym wyniku musi on zwyczajnie zapomnieć. Lewis Hamilton postraszył faworytów Jak to w życiu bywa, nieszczęście jednego jest szczęściem drugiego. Dramat Maksa Verstappena dodał wiatru w żagle duetowi Scuderii, który poczuł się na tyle pewnie, że jadący wolnym tempem Carlos Sainz nie musiał oddawać pozycji znacznie szybszemu Charlesowi Leclercowi. Zaowocowało to małą nerwówką, bo dość niespodziewanie za ich plecami szalał Lewis Hamilton. Po serii pitstopów Brytyjczyk spadł jednak za dwa czerwone samochody. "Pomogli" mu w tym mechanicy za sprawą ślamazarnej wymiany opon. Charles Leclerc powoli więc witał się już z gąską, ponieważ droga do jego zwycięstwa przypominała co najmniej trzypasmową, ogromną autostradę. Przypominała. Cały misterny plan posypał się bowiem jak domek z kart po awarii w samochodzie Estebana Ocona. Francuz zatrzymał bolid na torze, co poskutkowało wyjazdem safety cara. Z darmowego pitstopu skorzystali wówczas między innymi Carlos Sainz, Lewis Hamilton czy Sergio Perez. Przewaga świeższych opon ekspresowo dała o sobie znać, gdyż Hiszpan wygrał ostrą walkę (!) z Monakijczykiem i następnie pomknął po premierowy triumf w karierze. Kibiców najbardziej zachwyciło jednak to, co działo się za plecami najszczęśliwszego obecnie człowieka świata. O ile Sergio Perez szybko zaklepał drugą pozycję, o tyle Lewis Hamilton stoczył z Charlesem Leclerciem chyba najlepszy pojedynek w obecnie trwającym sezonie. Ku ogromnej radości miejscowej publiczności, to siedmiokrotny mistrz wyszedł z niego górą. Kolejny wyścig już za tydzień w Austrii. Transmisja w Eleven Sports 1 i Polsat Box Go. Wyniki Grand Prix Wielkiej Brytanii: