We wtorek w Londynie doszło do spotkania FOPA, czyli stowarzyszenia zrzeszającego organizatorów wyścigów Formuły 1. W skład FOPA wchodzi 16 z 21 dyrektorów wyścigów, które są obecne w tegorocznym kalendarzu Formuły 1. Stowarzyszenie apeluje do właścicieli królewskiej serii - amerykańskiej grupy Liberty Media - i domaga się zmian w funkcjonowaniu elity motorsportu. Czy skutecznie? - Wszystko wskazuje na to, że nasza wiadomość została odebrana przez właścicieli - powiedział Stuart Pringle, czyli szef Grand Prix Wielkiej Brytanii i dyrektor zarządzający toru Silverstone. Do tej pory członkowie FOPA czuli się ignorowani przez szefostwo Liberty Media, a Amerykanie - od kiedy przejęli F1 w styczniu 2017 r. - konsekwentnie wprowadzają zmiany, które nie podobają się ludziom zaangażowanym w królewską serię. Przede wszystkim chodzi o utratę darmowej transmisji telewizyjnej (obecnie za oglądanie F1 na większości dużych rynków trzeba płacić), a także brak jasności co do zasad i metod stosowanych przez F1 przy pozyskiwaniu sponsorów. O tym, jak ważne jest wsparcie biznesu mogły przekonać się w sezonie 2018 nie tylko poszczególne imprezy, ale choćby słynne teamy McLaren i Williams. Ekipa Roberta Kubicy zmagała się z brakiem środków przez cały sezon i zapłaciła za to upadkiem na dno. - Do tej pory przepełniała nas frustracja. Wierzymy, że nasze obawy zostaną wzięte pod uwagę. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że dążymy do tego samego celu - budowy zdrowych podstaw naszego sportu. Chcemy pracować i współdziałać, bo tylko w ten sposób możemy iść naprzód - argumentował Stuart Pringle. Brak dostępności darmowych transmisji źle wpływa na rynek F1. "W interesie naszego sportu jest bezpłatny dostęp kibiców do treści i transmisji z wyścigów Formuły 1" - przekazała FOPA. Jak wskazuje, mimo że rośnie liczba widzów F1, w latach 2017 i 2018 spadła liczba widzów śledzących zawody w telewizji na żywo. A to oznacza mniejsze pieniądze od sponsorów, co jest odczuwalne dla organizatorów imprez. Dla członków FOPA moment na rozmowy z Liberty Media jest szczególny, w tym sezonie kończą się umowy torów w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Hiszpanii, Niemczech i Meksyku na organizację wyścigów. A bez nich trudno wyobrazić sobie kalendarz Formuły 1. Organizatorzy poszczególnych Grand Prix mają silną kartę przetargową w rozmowach z władzami F1 - opłaty za organizację wyścigów to największe źródło dochodu władz królewskiej serii. Liberty Media odmówiło komentarza w tej sprawie. Jakie zmiany czekają Formułę 1? W kuluarach mówi się o wprowadzeniu limitu budżetowego dla zespołów, nowym podziale środków wśród ekip i zmianach przepisów technicznych, które mają wyrównać szanse w stawce. Od 2021 roku limit wydatków dla ekip ma wynieść 175 milionów dolarów, od 2023 już tylko 135 milionów. Na razie wciąż nie wiadomo, co będzie uwzględniane w planowaniu wydatków i jakie składowe władze serii wezmą pod uwagę. Z pewnością trafią na listę wynagrodzenia kierowców, którzy są najdroższymi pracownikami w Formule 1. To świetne wiadomości dla Williamsa, bo ekipa Roberta Kubicy jest jedną z dwóch, które nie są związane z wielką fabryką - drugi to McLaren - i coraz trudniej jej konkurować z możnymi. Team z Grove problemy finansowe i organizacyjne musi pokonywać sam, większość zespołów Formuły 1 ma wsparcie koncernów motoryzacyjnych i to odbija się na wynikach. Plotki mówią też o tym, że nie będzie rewolucji w przepisach dotyczących silników. Przynajmniej do 2020 roku. Kris