Kilka tygodni temu Haas zaimponował całemu światu Formuły 1 i po ataku sił zbrojnych Władimira Putina na Ukrainę podjął decyzję o zakończeniu współpracy z Nikitą Mazepinem oraz sponsorem głównym - Uralkali. O ile kibice popadli w euforię i na każdym kroku komplementowali odważny ruch szefostwa zespołu, o tyle do dziś nie poddają się Rosjanie. Dmitrij Mazepin od paru tygodni grozi sądem i oczekuje zwrotu 13 milionów dolarów. - Ponieważ większość funduszy sponsorskich na kampanię 2022 została już przekazana ekipie Haas i biorąc pod uwagę, że zespół ten rozwiązał umowę sponsorską przed pierwszym wyścigiem sezonu mistrzostw, Haas nie wywiązał się tym samym ze swoich zobowiązań wobec Uralkali. Uralkali zażąda natychmiastowego zwrotu pieniędzy - mogliśmy przeczytać w oficjalnym oświadczeniu. Haas nie zamierza się poddawać Gdy wydawało się, że amerykańska znajdzie się pod ścianą, do gry równie szybko postanowili wkroczyć jej prawnicy. Według informacji uzyskanych przez dziennikarzy Motorsport.com, stajnia z siedzibą w Kannapolis nawet nie myśli o wykonywaniu jakiegokolwiek przelewu. Ba, sama domaga się pieniędzy. - Szkody oszacowano na 8,6 miliona dolarów. Haas zaznaczył dodatkowo, że dopóki ta kwota nie zostanie wpłacona, nie wypełni postanowień umowy i nie dostarczy Uralkali samochodu Nikity Mazepina z 2021 roku. Dobrze poinformowane źródła dodają, iż Haas nie zamierza zapłacić byłemu kierowcy pensji za okres od początku roku do momentu rozwiązania kontraktu - napisał portal Motorsport.com. Co na to Rosjanie? Na obecną chwilę rosyjska strona zachowuje milczenie i przynajmniej na razie nie ma zamiaru komentować sprawy. Nie ulega jednak wątpliwości, że to dopiero początek naprawdę długiej batalii, która na pewno nie skończy się w najbliższych miesiącach. Nie przejmuje się tym także sam Nikita Mazepin. 23-latkowi zamarzyły się ostatnio starty w Rajdzie Dakar, o czym pisaliśmy TUTAJ.