Sytuacja jest zaskakująca i wręcz skandaliczna, bo przed każdym wyścigiem odbywa się drobiazgowa inspekcja techniczna, która ma na celu zweryfikowanie stanu toru. Wydawałoby się, w wyścigach Formuły 1 takie sytuacje nie powinny się zdarzać. W relacji telewizyjnej mogliśmy oglądać przebieg prac, które przeciągały się niemiłosiernie. Aż do zakończenia sesji Q2 królem weekendu był Valtteri Bottas. W sesji kwalifikacyjnej o prowadzenie walczyła trójka kierowców - stały skład prawie wszystkich miejsc na podium w tym sezonie: Lewis Hamilton i Valtteri Bottas z Mercedesa, oraz Max Verstappen z Red Bulla. Bardzo szybkim okrążeniem popisał się w Q1 George Russell, od jakiegoś czasu nazywany "Panem Sobotą", bo już kilka razy w tym sezonie udało mu się awansować do drugiego segmentu kwalifikacji. Russell bardzo potrzebował tego wyniku, jako że jego przyszłość w Williamsie jest niepewna, a na jego miejsce czeka kolejka chętnych, na czele z Sergio Perezem, który stracił miejsce w Racing Point czyli przyszłym Aston Martinie w sezonie 2021 na rzecz Sebastiana Vettela. Sesja Q2 była nerwowa dla kilku kierowców. Lewis Hamilton denerwował się na nadmiar samochodów i tłok na torze, a kierowcy Red Bulla narzekali na brak przyczepności. Tradycyjnie już zespół Ferrari zaryzykował, a jego kierowcy pojechali na wolniejszych oponach o średniej twardości mieszanki. Charles Leclerc zakwalifikował się do Q3, ale Vettel odpadł, przegrywając nawet z George’m Russellem. Z przykrością obserwujemy, jak dwie legendy Formuły 1, dwa zespoły należące do najbardziej utytułowanych w historii walczą dziś o ostatnie miejsca w Q2. Co ciekawe, ostatnia część kwalifikacji pokazała, że Ferrari miało rację. Dwójka kierowców Mercedesa wywalczyła dwa pierwsze pola startowe, jadąc na teoretycznie wolniejszych oponach pośrednich. Hamilton pokonał na nich dwa szybkie okrążenia, jedno po drugim. Valtteri Bottas, który był liderem sesji, już po wywieszeniu flagi w czarno-białą szachownicę musiał pogodzić się z utratą pierwszego pola startowego na rzecz swojego kolegi z zespołu. Przegrana jest bolesna tym bardziej, że Fin był naprawdę bardzo szybki, ale parafrazując słynne powiedzenie z innej dyscypliny sportu - wszyscy walczą, a wygrywa jak zwykle Hamilton. Z trzeciego miejsca wystartuje Max Verstappen, który już wielokrotnie powtarzał, że chyba ma abonament na najniższy stopień podium. Przez chwilę formą błysnął Alexander Albon i wydawało się, że dołączy do Verstappena w drugim rzędzie. Radość była jednak przedwczesna. Szybszy od niego okazał się Sergio Perez (piąty), a także Charles Leclerc (czwarty), który ponownie pojechał szybciej, niż pozwala samochód, trzeba przyznać, poprawiany z weekendu na weekend. Albon spadł zatem na szóste miejsce, a czołową dziesiątkę uzupełnią Sainz, Norris, Gasly i Ricciardo, który uszkodził tył Renault w kontakcie z barierą w końcówce Q2 i nie wyjechał na tor w ostatniej części kwalifikacji. Ustawienie czołówki tworzy ciekawą sytuację na starcie. Spośród kierowców pierwszej czwórki tylko Verstappen wystartuje na miękkich oponach, które powinny zapewnić mu dobre tempo, lecz szybko się skończą. Dlatego Red Bull zapewne szykuje strategię dwóch pit-stopów dla Holendra, co może być dobrym posunięciem. Już w Silverstone widzieliśmy latem, że opony w Mercedesach potrafią pękać tuż przed metą, ale w mistrzowskim zespole doskonale o tym wiedzą... Niedzielny wyścig może być pasjonującą rozgrywką różnych strategii, a najlepsza z nich będzie kluczem do zwycięstwa. Grzegorz Gac