Wśród kierowców ze świata rzeczywistego byli między innymi Max Verstappen, którego przedstawiać nie trzeba, a ponadto António Félix da Costa, Maximilian Günther i Neel Jani z Formuły E, zwycięzcy Indianapolis 500 Juan Pablo Montoya, Simon Pagenaud i Will Power oraz gwiazdy serii IndyCar Colton Herta i Felix Rosenqvist. Przeciwko nim stanęli najlepsi wirtualni gracze na świecie - pięciokrotny mistrz Formula Sim Racing Bono Huis, triumfator oficjalnych rozgrywek Formuły 1 Brendon Leigh czy zwycięzcy konkursu World’s Fastest Gamer - Rudy van Buren i James Baldwin. Nie zabrakło Polaków. Wśród uczestników był między innymi zdobywca pucharu świata Esports WTCR Jakub Brzeziński. Choć w stawce było wiele gwiazd, po których można by oczekiwać perfekcyjnej jazdy, wyścig miał chaotyczny przebieg. Verstappen został dwukrotnie obrócony przez rywali i ukończył zawody na 11. pozycji. Dwie kolizje zaliczył także Leigh, a Da Costa, aktualny lider punktacji Formuły E został wyrzucony z toru po uderzeniu przez rywala tnącego zakręt po trawie. Najnowsze wiadomości o Robercie Kubicy! Wśród "prawdziwych" kierowców najlepiej poradził sobie Rosenqvist, który dotarł na metę jako siódmy, pokonany m.in. przez Brzezińskiego (5 miejsce), a najlepszy okazał się Jernej Simoncić, zgarniając 4 tysiące dolarów nagrody. Wirtualny wyścig obejrzało ponad pół miliona widzów. Oczywiście nie jest to liczba porównywalna z transmisjami prawdziwych wyścigów Grand Prix w telewizji, ale jak na imprezę zorganizowaną w ostatniej chwili, można uznać ją za całkiem dobrą. O tym, że wirtualne rozgrywki to kopalnia talentów dla prawdziwych wyścigów, niektórzy wiedzieli od dawna. W 2008 roku Darren Cox, ówczesny szef Nismo czyli Nissan Motorsport stworzył pionierski program Nissan GT Academy, którego celem było znalezienie najlepszych graczy w Gran Turismo, wysłanie ich na obóz treningowy i przekonanie się, czy poradzą sobie w prawdziwym wyścigu na torze. Nagrodą miał być udział w jednej profesjonalnej imprezie - 24-godzinnym wyścigu w Dubaju, ale wychowankowie programu okazali się tak dobrzy, że zostali zakontraktowani przez Nissana, a potem kontynuowali karierę w wielu seriach kategorii GT. Najbardziej spektakularnym sukcesem było podium Brytyjczyka Janna Mardenborough w wyścigu 24h Le Mans, co zamknęło usta krytykom i mocno zatrzęsło tradycyjną drabinką rozwoju kierowców wyścigowych. Doskonałymi wynikami wielokrotnie błysnęli na torze zwycięzca pierwszej edycji Hiszpan Lucas Ordonez, Francuz Jordan Tresson czy Wolfgang Reip z Belgii. Podobne programy zaczęły powstawać w innych firmach. Wspomniany wcześniej konkurs World’s Fastest Gamer to inicjatywa McLarena. Rudy Van Buren w ramach nagrody przez rok pracował w zaawansowanym symulatorze F1, a nawet dostał szansę wznowienia kariery w wyścigach. Łowienie talentów w wirtualnym świecie nie jest tylko domeną renomowanych firm. Węgier Zoltán Zengő już na początku 21. wieku przyglądał się lokalnym graczom i uznał, że szczególnie jeden z nich zasługuje na test w prawdziwym samochodzie wyścigowym. Był to Norbert Michelisz, który po latach udanych startów w WTCC (Mistrzostwa Świata Samochodów Turystycznych) w zeszłym roku zdobył Puchar Świata Samochodów Turystycznych FIA, pokonując wielu renomowanych i doświadczonych kierowców. Jesteśmy świadkami ciekawej sytuacji. Mniej lub bardziej poważne gry i symulacje wyścigowe były dotychczas traktowane przede wszystkim jako narzędzia do treningów i dobrej zabawy, a celem nawet najlepszych graczy był awans do prawdziwego świata i rozpoczęcie kariery w profesjonalnym sporcie wyścigowym. Nieodległa przyszłość pokaże, jakie będzie miejsce wirtualnego ścigania w świecie sportu. Głównych zagrożeń dla sportu motorowego upatrywano dotychczas w wysokich kosztach, niebezpieczeństwie wypadku, szkodliwości dla środowiska czy też - od niedawna - rozwoju pojazdów autonomicznych. Czy wirtualne zmagania zastąpią kiedyś prawdziwe wyścigi na torze? Być może tak, ale nawet jeżeli, to z pewnością nieprędko. Grzegorz Gac