Kryzys spowodowany przez koronawirus doprowadził do wstrzymania niemal wszystkich zawodów na świecie. Drużyny i zawodnicy ponoszą duże straty finansowe, niektóre teamy F1 wysłały swoich pracowników na przymusowe urlopy. Red Bull należy akurat do tych najbogatszych, wraz z Mercedesem i Ferrari. "Liberty Media (zarządzające F1 - PAP) powinno robić wszystko, żeby zagwarantować, że w przyszłym roku będzie konkurować ze sobą 10 zespołów" - powiedział "Guardianowi" Horner, dodając, że wsparcie finansowe jest jednym z tych działań. "Sami muszą zdecydować, jak utrzymać teamy przy życiu. To ich biznes. Potrzebują zespołów, żeby miał się kto ścigać" - podkreślił. Kryzys nasilił także dyskusje o obniżeniu limitu budżetu drużyn, aby nieco wyrównać szanse. Dwie ekipy z determinacją bronią wyższych kwot: Ferrari i właśnie Red Bull. "Chodzi o to, żeby średnie teamy ściągnęły te najlepsze do swojego poziomu, aby mogły im dotrzymać kroku. Koniec końców i tak zawsze będą zespoły czołowe i najsłabsze" - podsumował Horner. Przyznał jednak, że trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie, aby "nie kłócić się wiecznie o pieniądze". W tym sezonie nie odbyła się jeszcze żadna Grand Prix, choć pierwsza planowana była w marcu w Australii. Odwołano lub przełożono także imprezy w Bahrajnie, Wietnamie, Chinach, Holandii, Hiszpanii, Monako, Azerbejdżanie i Kanadzie. Następny w kolejności jest wyścig we Francji 28 czerwca, choć BBC poinformowała ostatnio, że sezon rozpocznie się dopiero tydzień później w Austrii, a na trybuny nie będą wpuszczani kibice.