Pandemia koronawirusa storpedowała kalendarz motosportu. Kubica, nie licząc testów F1 w Barcelonie, wciąż nie pojawił się więc na torze, choć w sezonie 2020 czekało go więcej obowiązków niż przed rokiem. Polak miał bowiem łączyć pracę w Formule 1, w roli kierowcy rezerwowego i rozwojowego w stajni Alfa Romeo Racing Orlen, ze ściganiem się w serii DTM. Wydarzenia sportowe wciąż przegrywają jednak walkę z SARS-CoV-2. Mimo to Kubica wciąż stara się dbać o formę, a jedną z jego ulubionych aktywności, która to umożliwia, jest jazda na rowerze. - Prawdę mówiąc od zawsze miałem do czynienia z rowerem. Moi rodzice się śmiali, że wcześniej próbowałem pedałować, niż zacząłem chodzić. Jako młodemu dzieciakowi, w codziennej zabawie zawsze towarzyszył mi rower. Z czterema kumplami urządzaliśmy sobie wyścigi wokół bloku: pół-żużlowe, pół-rowerowe - zdradza Kubica w rozmowie z portalem rowery.org. Polak wrócił myślami także do pamiętnej kraksy, do której doszło podczas rajdu Ronde di Andora w 2011. Polak mimo poważnych obrażeń wyszedł z niej cało, choć jego prawa ręka została uszkodzona. Mimo to po upływie pewnego czasu Kubica ponownie wsiadł na rower i mógł tego gorzko pożałować. - Miałem taką dosyć niebezpieczną sytuację... kiedy jechałem drogą, kobieta w zaparkowanym aucie otworzyła drzwi tuż przede mną. Powiedziałem sobie: "No dobra, mam już tylko jedną w pełni sprawną rękę, nie mogę ryzykować wypadku jeżdżąc sobie dla przyjemności". I znów odstawiłem rower - relacjonuje Polak.