Z powodu koronawirusa sytuacja w F1 robi się coraz bardziej dramatyczna. Nie ma wyścigów, nie ma telewizyjnych transmisji i nie ma ma pieniędzy. Coraz więcej zespołów wprowadza programy oszczędnościowe, żeby jakoś przetrwać kryzys. Czy uda się to wszystkim? Mocne ekipy zapewne sobie poradzą. Gorzej mają się zespoły najsłabsze finansowo. Szef McLarena Zak Brown kreśli czarny scenariusz. Jego zdaniem kilka ekip może jeszcze w tym roku zbankrutować. "Sądzę, że poniesionych strat nie uda się nawet w optymalnej sytuacji, gdy wyścigi ruszą w drugiej połowie roku, całkowicie odrobić. Jeśli natychmiast nie zajmiemy się problemem, widzę, jak z mapy F1 znikają nawet cztery ekipy" - podkreślił Brown.Do obecnej kryzysowej sytuacji odniósł się również Robert Kubica, który był gościem Sky Italia. Kierowca rezerwowy i rozwojowy Alfa Romeo Racing Orlen porównał to do wypadku z 2011 roku, w którym omal nie stracił życia."Oczywiście nie poddałem się, ale obecna sytuacja jest znacznie bardziej złożona, ponieważ wpływa na cały świat, na nas wszystkich. Walczymy z niewidzialnym wrogiem, podczas gdy w 2011 roku wiedziałem dokładnie, z czym walczę. Największą trudnością jest teraz to, że nie widzimy przeciwnika" - powiedział Kubica.Optymistyczna wersja zakłada, że sezon 2020 wystartuje 14 czerwca. Grand Prix Kanady jednak również stoi pod dużym znakiem zapytania."Nie będzie łatwo zacząć od nowa, musimy się dostosować i zaakceptować, że nie będziemy mogli robić wszystkiego, jak wcześniej. Powrót będzie odbywał się krok po kroku i musimy dostosować się do tej sytuacji" - stwierdził Kubica."Musiałem przejść przez coś takiego. Byłem bardzo ograniczony w tym, co mogłem zrobić z prawą ręką i byłem zły, że nie mogłem funkcjonować i wykonywać pewnych rzeczy tak, jak wcześniej. Jednak gdy to zaakceptowałem, powoli odbudowałem się psychicznie. Nie można się poddawać" - zaznaczył krakowianin.RK