Ktoś powie, że osiemnaste miejsce, to w końcu nie ostatnie w stawce dwudziestu kierowców. Tyle tylko, że to marna pociecha, bo Lando Norris i Alex Albon w ogóle nie ukończyli wyścigu, a Kubica znów był na szarym końcu - jako jedyny ze stratą trzech okrążeń do zwycięzcy, Lewisa Hamiltona. Wyścig w Montrealu zaczął się dla Polaka dość obiecująco, bo po starcie zyskał trzy pozycje, ale kierowca Williamsa zapytany o to, od razu ostudził wszelki optymizm. - Było parę pozycji do przodu, ale na krótko. Tak naprawdę już na pierwszych dohamowaniach zrozumiałem, że będzie to długie popołudnie. Dziwna sytuacja, jakbym sobie zaciągnął ręczny przy każdym hamowaniu i auto stawiało bokiem. Były trudne warunki. W sobotę już było trudno na czasówce, gdzie jeździ się lekkim autem, na nowych oponach... - wytłumaczył krakowianin. - W wyścigu było cieplej, więc było wiadomo, że będzie jeszcze trudniej i tak się stało - dodał kierowca. Najnowsze wiadomości o Robercie Kubicy! Szybka decyzja o pit-stopie, jak wynika z wypowiedzi Kubicy, w tych okolicznościach nie była niespodzianką. Jednak przesadnie nie rozwodził się nad tą sytuacją. - Zjechaliśmy wcześniej i tyle. Tak naprawdę mało to zmieniało - skwitował. Na bardzo ciekawe pytanie, skąd bierze się taka różnica w osiągach między dwoma bolidami, na korzyść George’a Russella, Kubica bezradnie rozłożył ręce. - Nie wiem. Za to wiem, że jadąc wolno w wyścigu "zagrałem w sporo dżokerów", żeby w ogóle utrzymać auto na torze. Było bardzo mało przyczepności, a im więcej trudności, tym gorzej mi się jeździ, ale to jest normalne - wyjaśnił, kończąc rozmowę najmocniejszych stwierdzeniem, że w swoim bolidzie czuje się jak pasażer. AG