Reiss w poniedziałek wieczorem ruszył w drogę do Barcelony, aby zdążyć na rozpoczynające się we wtorek testy przed nowym sezonem. Nad kanałem La Manche doszło jednak do niebezpiecznego incydentu. - Od razu pomyślałem o argentyńskim piłkarzu Emiliano Sali, którego samolot rozbił się nad kanałem La Manche. To było przerażające, bo nowy Airbus 320 linii British Airways lecący w poniedziałek z Heathrow w Londynie do Wiednia ciągle tracił wysokość. Wyraźnie widzieliśmy wodę pod nami. W kabinie pasażerskiej zapanowała cisza - relacjonował Reiss. W pewnym momencie w kabinie pasażerskiej pojawił się dym. - Nastąpił huk i klimatyzacja przestała działać. Trudno było rozmawiać. Niektórzy już chwycili telefony, żeby wysłać pożegnalne wiadomości. Panował upiorny nastrój - opowiadał menedżer F1. Pilot zawrócił maszynę i doszło do awaryjnego lądowania na londyńskim lotnisku Stansted. - Gdy lądowaliśmy, towarzyszyło nam mnóstwo wozów straży pożarnej i karetek. Mieliśmy jednak szczęście - dodał Reiss. Szwajcar jest menedżerem obu kierowców zespołu Haas - Romaina Grosjeana i Kevina Magnussena. Założył także, razem z szefem teamu Alfa Romeo - Frédérikiem Vasseurem, młody zespół Saubera w Formule 2. MZ