- Powrót Roberta Kubicy do Formuły 1 to wiadomość, na którą przez wiele lat czekało w Polsce wielu kibiców. To wspaniała historia, który toczy się po prawie ośmiu latach - powiedział Witold Bańka. Minister przypomniał, że wiele osób po wypadku Kubicy wątpiło w możliwość jego powrotu do sportu. - A on pokazał siłę woli prawdziwego mistrza. Przez lata zdeterminowany walczył o powrót, przechodził trudną rehabilitację, aby dojść krok po kroku do pełnej sprawności. I choć wydaje się, że obecnie w pełni sprawny nie jest, to pomimo tego już pokazał, że może być bardzo szybki i groźny dla rywali na torze - dodał Bańka. Szef resortu sportu bardzo wysoko ocenia całą drogę powrotu krakowianina na szczyt sportu motorowego. - Robert zawsze miał i nadal ma wielki talent. Tego nie musi udowadniać. On teraz już nic nie musi, a tylko może... To jest dla sportowca komfortowa sytuacja, która - mam nadzieję - będzie mu bardzo pomocna. Cieszę się, że o jego wielkim powrocie dzisiaj informują media na całym świecie - zaznaczył. Bańka, były lekkoatleta, jest przekonany, że Kubicy w realizacji planów powrotu do sportu pomogła wielka siła woli. - Mówimy kolokwialnie, że w sporcie głowa to połowa sukcesu. Robert sobie z tym bardzo dobrze poradził, aspekt psychologiczny i wiara w swoje możliwości przyniosły efekt. Nie jest tajemnicą, że sportowca najlepiej hartują porażki. Teraz otwiera się nowy rozdział w jego karierze, wierzę, że będzie znakomitym ambasadorem Polski - przyznał Bańka. Kubica jest - w opinii szefa resortu - jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich sportowców na świecie. - Dlatego warto było, aby nasz champion gospodarczy Orlen włączył się w pomoc umożliwiającą mu starty. Dzięki temu koncern zyskał wspaniałego ambasadora, a kibice przeżyją wiele emocjonujących momentów - dodał minister. Na pytanie, jak ocenia występy piłkarskiej reprezentacji Polski prowadzonej przez nowego szkoleniowca Jerzego Brzęczka, minister krótko stwierdził, że selekcjoner potrzebuje czasu, aby się zgrać z drużyną. - Sport potrzebuje cierpliwości, dajmy trenerowi Brzęczkowi jeszcze trochę czasu...