Pierre Gasly po obiecującym początku sezonu wpadł ostatnio w dołek i nie potrafi się z niego wydostać. Francuz po trzech weekendach ukończonych w czołowej szóstce, na Monzy został brutalnie sprowadzony na ziemię i już w sobotnim sprincie kwalifikacyjnym uszkodził swój bolid. Dzień później w wyścigu przejechał zaledwie cztery okrążenia i na tym jego przygoda z Italią dobiegła końca. Kierowca liczył na przełamanie w Rosji. Dwunasta pozycja w kwalifikacjach dawała nadzieje na przyzwoitą niedzielę i włączenie się do walki o miejsce w dziesiątce. W Soczi podobnie jak we Włoszech skończyło się jednak na szumnych zapowiedziach. 25-latek nie imponował wybornym tempem wyścigowym, a ponadto w końcówce zmagań przy padającym deszczu został uderzony przez Lance’a Strolla. Efekt? Trzynasta pozycja i drugi z rzędu weekend bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej. Prognozy zawiodły zespół Przyczyn porażki zeszłoroczny triumfator Grand Prix Włoch upatruje między innymi w niesprawdzonych prognozach. - Powiedziano mi, że pogoda będzie stabilna, niestety tak nie było. To nie pierwszy raz, kiedy jadę w takich warunkach. W 2018 roku na Hockenheim nie było fajnie jeździć na oponach deszczowych po suchym torze. Zdarza nam się popełniać błędy. Przeanalizujemy, jak możemy razem lepiej współpracować w trakcie wyścigu, aby dokonywać lepszych wyborów. Niedzielne decyzje kosztowały nas sporo punktów - oznajmił kierowca cytowany przez portal motorsport.com. Szansa na przełamanie za niecałe dwa tygodnie. 8 października karuzela Grand Prix przeniesie się do Turcji. Historia nie sprzyja jednak Francuzowi. W poprzednim sezonie 25-latek dojechał w Stambule na kiepskim, trzynastym miejscu.