Pierwsze informacje po wypadku Roberta Kubicy w rajdzie Ronde di Andora w 2011 roku nie były optymistyczne. Prowadzona przed niego skoda uderzyła w barierę i wskutek oderwania jej fragmentu, została poważnie uszkodzona. Przód samochodu był zmiażdżony, bariera wbiła się do środka i poważnie raniła Roberta Kubicę. Gdy Kubica walczył o życie i czekał na medyków, pojawiły się pierwsze doniesienia, które nie brzmiały optymistycznie. "Robert Kubica jest w ciężkim stanie, może stracić prawą rękę. Ma również połamaną nogę" - prześcigały się w informowaniu kibiców media. Lekarze walczyli o cud Jak się okazało, bariera rozszarpała i częściowo zmiażdżyła prawą rękę Kubicy. Do szpitala w Santa Corona w Pietra Ligure, gdzie trafił nasz as, niemal natychmiast przybył słynny profesor Igor Rossello, który operował Kubicę i uratował mu życie. I nie tylko życie, bo ocalił dłoń krakowianina. I jego - co się okazać miało po latach - karierę w motorsporcie. - Doszło do podwójnej amputacji ręki. Obrażenia, których doznał zagrażały jego życiu. Kiedy to słyszałem, nie wiedziałem, czy uda się uratować rękę. Gdy dotarłem na miejsce, sytuacja była już ustabilizowana. Sama operacja była bardzo skomplikowana i podjęte ryzyko się opłaciło - wspominał po latach Rosello w Radiowej Trójce. Operacja trwała niemal siedem godzin. Jak się okazało, to był dopiero początek walki o odzyskanie sprawności w dłoni i powrót na szczyt. Kubica wyszedł ze szpitala po dwóch miesiącach i rozpoczął rehabilitację, czyli żmudną walkę o powrót do zdrowia i pełnej sprawności. Walkę, która trwała kilka lat, jedenaście operacji i tysiące godzin spędzonych na kolejnych ćwiczeniach. - Najgorsze momenty były wtedy, gdy po dobrym okresie rehabilitacji szedłem na kolejną operację z wielkimi nadziejami i optymizmem, a potem budziłem się i doświadczałem czegoś zupełnie innego. Czułem się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce - wspominał niedawno w rozmowie z "The Sun". Rehabilitacja i przewrotny los Przewrotny los sprawił, że nasz as wrócił do rajdów, które miały dać mu możliwość ścigania się i dynamicznej rehabilitacji prawej ręki. W 2012 roku zaczął startować własnym sumptem, w roku 2013 pojawiło się już poważniejsze wsparcie i okazja walki w mistrzostwach świata WRC. O ręce Kubicy mówiło się sporo, a sam zainteresowany starał się ją skrywać i unikał rozmów na temat sprawności po wypadku. Po raz pierwszy publicznie zaprezentował rękę - a w zasadzie dłoń - w kwietniu 2014 roku w... audycji Radia Gdańsk. Kubica był w niej gościem, pech chciał że doszło do awarii mikrofonu, który zaczął sam naprawiać. W zasadzie posługiwał się głównie lewą dłonią, prawa wyraźnie nie była w pełni sprawna. Wybuchła lawina spekulacji i pojawiło się mnóstwo głosów, że o powrocie do F1 krakowianin może zapomnieć. Komentatorzy dziwili się, jak w ogóle Robert Kubica radzi sobie za kierownicą rajdówki. A on spokojnie odpowiadał, że samochód WRC to nie bolid F1 i że da radę. Jeździł coraz lepiej, pojawiły się wyniki i drobne sukcesy. Ale praca i kolejne etapy rehabilitacji - a może leczenia? - trwały w najlepsze. Kto nie doświadczył podobnego uszkodzenia, zapewne nie zrozumie, jak wiele pracy i cierpliwości kosztowało to wszystko Kubicę. Zapewne tylko on jeden wie, jak długą i ciężką drogę pokonał. Trzy lata później, gdy pojawiły się spekulacje, a później zaproszenie od Renault do testów bolidu Formuły 1, pierwszym tematem stała się znów ręka Roberta Kubicy i jego możliwości prowadzenia bolidu. Samochód F1 to przecież nie tylko zwykła kierownica, ale przede wszystkim kilkanaście przełączników i przycisków, których opanowane kluczowe jest dla skutecznej i bezpiecznej jazdy. Z pomocą przyszli Kubicy inżynierowie, którzy dostosowali kierownicę do jego sprawności i problem się rozwiązał. Polak znów mógł pokazać swoje umiejętności, a te z biegiem lat nie zniknęły. Niemożliwe? Nie istnieje Znikały za to ograniczenia i początkowa nieśmiałość krakowianina. W 2018 roku był już kierowcą testowym Williamsa, spisywał się dobrze i przestał się ukrywać z ranami po rozlicznych operacjach. Fakt, jego ręka wyraźnie nosiła i nosi ślady wypadku, ale to - podobnie jak w przypadku Nikiego Laudy, który doznał poparzenia twarzy - będzie już na zawsze znak szczególny RK. O tym, jak dobrze jest z jego sprawnością niech świadczy fakt, że na sezon 2019 Williams podpisał umowę z Robertem Kubicą, doceniając nie tylko wsparcie finansowe z Polski, ale przede wszystkim jego umiejętności i wiedzę. Claire Williams, szefową zespołu, żurnaliści pytali o ograniczenia fizyczne Polaka. Brytyjka od razu wypaliła, że nie można o nich mówić, bo... nie istnieją. A Kubica przyznał, że rozmawiając o umowie na nowy sezon jako pierwszy zapewnił zespół o tym, że jest sprawny i że dawne urazy nie mają wpływu na jego formę. W ekipie z Grove nikt nie miał zresztą wątpliwości. Koncern PKN Orlen, który wsparł Polaka umową sponsorską rzędu stu milionów złotych, dał nie tak dawno kibicom możliwość zadania pytań za pośrednictwem Facebooka i interaktywnego spotkania z Robertem Kubicą. Fani zadawali różne pytania, od wyścigów sprzed lat, szczegóły dotyczące obecnego sezonu czy formę Williamsa, po ciekawostki z codziennego życia krakowianina. Nie zabrało też pytania - na które kierowca odpowiedział - o prawą rękę, która mocno ucierpiała podczas felernego wypadku w 2011 roku. - Najważniejsze jest to, że moje ograniczenia nie ograniczają mnie na tyle, żebym nie mógł sprawnie i szybko jeździć bolidem Formuły 1. I to jest najważniejsze - odpowiedział Robert Kubica. 34-latek po przejściach - tak to nazwijmy - wydaje się nie znać takiego pojęcia, jak "niemożliwe". I za to właśnie cenią i kochają go fani na całym świecie. - Moim celem jest powrót do tego poziomu, który reprezentowałem i uważam, że to był poziom z najwyższej półki. To nie będzie łatwe zadanie, bo przerwa robi swoje. Ale myślę, że wiem, co jest potrzebne, żeby na tym poziomie się ścigać i do tego będę dążył - zapowiada Kubica. Nie wierzycie? Cóż, w jego powrót do Formuły 1 też mało kto wierzył... Kris