Kto był bohaterem niedzielnego wyścigu? Chciałbym być oryginalny, ale "wyrok" może być tylko jeden. Valtteri Bottas pojechał życiowy wyścig. Pokonał Lewisa Hamiltona, gdy zgasły czerwone światła startując z drugiego pola i odniósł pewne zwycięstwo, które ani przez chwilę nie podlegało dyskusji. Hamilton, aż do mety, nie mógł być pewny drugiego miejsca, ścigany przez Maksa Verstappena, który miał zdecydowanie świeższe (o 10 okrążeń) opony, ale ostatecznie mistrz świata zapewnił dwa czołowe miejsca dla Mercedesa. Aby nikt nie miał wątpliwości, kto był bohaterem dnia, tuż przed metą, wbrew zaleceniom zespołu, Bottas ustanowił najszybszy czas okrążenia wyścigu i to o niemal pół sekundy lepszy niż wynik Hamiltona. W ten sposób Fin zdobył historyczny dodatkowy punkt za najlepsze okrążenie. Niedzielny wynik to dla Bottasa nagroda za ubiegłoroczny nieudany sezon, który ukończył dopiero na piątym miejscu, nie wygrywając ani jednego wyścigu. Tylko on sam wie, jak to zrobił, ale widać, że w ciągu tych kilku zimowych miesięcy stał się innym, znacznie dojrzalszym kierowcą. Pokazał świetne tempo już w sesji kwalifikacyjnej, którą przegrał z Hamiltonem różnicą zaledwie 0,112 sekundy. Wydaje się, że Mercedes popełnił błąd ściągając Hamiltona zbyt wcześnie na zmianę opon. Jak wyjaśniono mistrzowi świata przez radio, była to reakcja na postój Sebastiana Vettela. W tej fazie wyścigu rzeczywiście mogło wydawać się, że to Niemiec, podobnie jak zazwyczaj, będzie jego najgroźniejszym rywalem. Chyba trochę nie doceniono wtedy Verstappena. Holender tymczasem zadziwiająco łatwo uporał się z kierowcą Ferrari i zbliżył się do Hamiltona. Gdyby nie błąd na kilka okrążeń przed metą wynik pojedynku o drugi stopień podium mógłby być inny. Trzecie miejsce Verstappena zapewniło, pierwsze od powrotu do Formuły 1, podium dla Hondy. Ten fakt stawia w nowym świetle dotychczasowe dokonania McLarena w minionych sezonach. Znając potencjał zespołu i Verstappena, można się spodziewać niejednego zwycięstwa w tym sezonie, ale na walkę o tytuł chyba jeszcze za wcześnie. Zwycięstwo Bottasa i drugie miejsce Hamiltona oznacza, że Mercedes jest wciąż bardzo mocny. Chyba mocniejszy niż w zeszłym roku. I mocniejszy niż wydawało się po testach w Barcelonie. Oczywiście na razie, bo układ sił może się zmieniać z wyścigu na wyścig. Jest za wcześnie, aby zdecydowanie wskazywać Bottasa jako faworyta do tytułu mistrzowskiego w klasyfikacji kierowców, ale wśród zespołów trudno dziś stawiać na kogoś innego niż Mercedes. Tempo Hamiltona było zastanawiająco słabe w porównaniu z jego kolegą z zespołu. Wyjaśnienie przyszło po wyścigu - okazało się, że mistrz świata podróżował z uszkodzoną podłogą. Usterka w jakimś stopniu tłumaczy to, co widzieliśmy. Absolutnie nie umniejsza to oceny występu Bottasa. Możemy być w tym roku świadkami wyjątkowo ekscytujących pojedynków pomiędzy kierowcami Mercedesa. O ile zespół się nie wtrąci... Rozczarowały dwie włoskie marki - zarówno Ferrari, jak i Alfa Romeo, po których wiele obiecywaliśmy sobie w czasie lutowych testów w Barcelonie. Po raz kolejny potwierdziło się, że wyniki sesji testowych należy traktować zawsze z przymrużeniem oka. Szczególnie dla Ferrari wynik w Australii jest niemal katastrofą. Jak powiedział Vettel, przez cały weekend ani przez chwilę nie miał tej pewności co w Barcelonie. Najwyraźniej ktoś coś potężnie zawalił w Maranello. Brakowało przyczepności i balansu. Jednak w Bahrajnie ma być już dużo lepiej. Do największych przegranych weekendu zaliczamy Daniela Ricciardo, który wypadł na trawę tuż po starcie i uszkodził samochód. Po postoju wrócił na tor, ale nie na długo. Nie tak wyobrażaliśmy sobie debiut Australijczyka w Renault, w dodatku przed swoją publicznością. Zespół nie krył rozczarowania występem swojego nowego kierowcy. Jeżeli przyjmiemy, że czołówkę stanowią podobnie jak w ubiegłym sezonie Mercedes, Ferrari i Red Bull, to pozostałe zespoły, z wyjątkiem jednego, można zaliczyć do grupy średniaków, powiedzmy drugiej ligi. Poziom tych zespołów środka stawki wydaje się być bardzo wyrównany, co może wróżyć świetną walkę bezpośrednio za czołówką. To z jednej strony dobra wiadomość dla nas, ale z drugiej gorsza, bo oznacza, że Williams ma tym dłuższą drogę do pokonania, aby tę środkową grupę dogonić. Kolejne emocje już za niespełna dwa tygodnie na pustynnej wyspie - w Bahrajnie. Czy na zupełnie innym torze będziemy świadkami podobnej jak w Australii dominacji Mercedesa? Toto Wolff - szef niemieckiego zespołu z siedzibą w Brackley, w Anglii, twierdzi, że niekoniecznie. Ale czy można mu wierzyć? Grzegorz Gac