- To nie była dla mnie łatwa niedziela. Najlepszą rzeczą, jaka się udała w ten weekend to był start. Startowałem na najtwardszej mieszance i plan zakładał patrzenie na to, co się wydarzy na pierwszym zakręcie. Mimo tego, że nawet nie trenowaliśmy startów na tej najtwardszej mieszance, pierwsze odejście było bardzo dobre, ale brakowało przyczepności - nie krył Robert Kubica w rozmowie z Eleven Sports. - Na pierwszym zakręcie pojechałem dosyć bezpiecznie, bardzo ciasno, wiedząc, że może się coś wydarzyć, ale Gasly został uderzony, przez co przesunął się o pół metra w moją stronę i zgarnął mi boczną sekcję przedniego skrzydła. Szkoda, bo wydawało mi się, że jadę bardzo bezpiecznie i byłem nawet zaskoczony, że jadąc na twardej mieszance udawało mi się coś tam ugrać na starcie - dodał Robert. - Później, niestety, musieliśmy zmienić skrzydło, ale to, które założyliśmy nie było w najlepszym stanie. W dodatku miałem uszkodzoną tylną podłogę. Przez to wyścig był bardzo trudny, Najważniejsze, że udało się go ukończyć wyścig. Jeszcze dwa lata temu mało kto by przypuścił, że będę w stanie to zrobić - przypomina krakowianin. - Oczywiście, wynik nie jest dobry, ale jechałem uszkodzonym autem. Inżynier mi mówił, że mam dobry rytm, a ja się roześmiałem, odparłem, że czuję się, jakbym stał w miejscu - opowiadał Kubica. - Takie jest życie, opuszczamy Melbourne. Sobota nie była dla mnie najlepszym dniem, ale dzisiaj, z sytuacji, które się wydarzyły podczas wyścigu, trzeba być zadowolonym, wyciągnąć z nich wnioski i pracować dalej - mobilizuje się nasz jedynak w Formule 1. Robert Kubica z Australii wraca do domu. - Jutro rano mam lot. Będzie on długi, mam dużo przemyśleń - zakończył Polak. MiKi