Lewis Hamilton i Max Verstappen to obecnie najwięksi konkurenci w walce o tytuł mistrza świata. Obaj kierowcy zażarcie rywalizują ze sobą od dobrych kilku lat. Zazwyczaj to Brytyjczyk już na początku sezonu dystansował przeciwnika i sięgał po tytuł grubo przed ostatnim weekendem, ale w tym roku sytuacja uległa zmianie. Co prawda aktualny czempion prowadzi w klasyfikacji generalnej, jednak jego przewaga nad goniącym go młodzianem wynosi zaledwie dwa punkty. Rywalizacja bezapelacyjnie najlepszego duetu w Formule 1 w ostatnim czasie wymknęła się nieco spod kontroli. Pierwszy groźny incydent miał miejsce na torze Silverstone. Kilka okrążeń po starcie, idol gospodarzy spowodował dość poważną kraksę Holendra, po której 24-latek trafił nawet do szpitala. Wówczas wielu kibiców zarzucało Hamiltonowi zbyt ostrą jazdę, a następnie lekceważący stosunek do rywala, za sprawą hucznej celebracji późniejszego zwycięstwa. Brytyjczyk bardzo szybko odparł jednak zarzuty. - Zadzwoniłem do niego od razu po wyścigu. Jestem od niego starszy, więc dlatego postanowiłem wykonać taki krok. To było dla mnie ważne. Chciałem przełamać lody i wyciągnąć pierwszy do niego rękę. Gdybym był młodszy to pewnie bym tego nie zrobił, ale już trochę przeżyłem - oznajmił siedmiokrotny mistrz świata telewizji ESPN. Formuła 1. Hamilton nie ma pretensji do młodszego kolegi Nie minął miesiąc, a o obu panach znów zrobiło się głośno. Tym razem zarówno Hamilton, jak i Verstappen nie ukończyli Grand Prix Włoch. Winnym całego zajścia uznano Holendra, który próbował wcisnąć się w lukę, lecz zrobił to na tyle nieumiejętnie, że bolid Red Bulla przejechał po systemie Halo kierowcy Mercedesa. Po raz kolejny społeczność Formuły 1 podzieliła się więc na dwa obozy. Na całe szczęście tego samego nie można powiedzieć o głównych bohaterach. - Mieliśmy okazję zobaczyć się po wyścigu, ponieważ zawsze okazuję mu szacunek, niezależnie od tego czy dojedzie przede mną, czy za mną. Po feralnej rywalizacji na Monzy siedzieliśmy razem w pokoju stewardów i co najważniejsze nie było między nami żadnych złośliwości. Po prostu każdy z nas przedstawił swój punkt widzenia - zakończył 36-latek. Czy to oznacza koniec incydentów z udziałem Holendra i Brytyjczyka? Nie wydaje nam się. Obecnie obaj przewodzą w klasyfikacji generalnej, a powyższe przykłady udowadniają, że żaden z nich nie zamierza odpuszczać. Kolejny show kierowcy zafundują nam w Turcji, do której już w ten piątek przeniesie się karuzela Grand Prix. Sprawdź najnowsze informacje na Polsatnews.pl!