Brytyjczyk z pewnością wolałby przypieczętować swój szósty tytuł mistrza świata zwycięstwem w Grand Prix Stanów Zjednoczonych, lecz uniemożliwił mu to jego kolega z zespołu Valtteri Bottas. Drugim miejscem Hamilton zapewnił sobie jednak wystarczającą przewagę w punktacji, na dwie rundy przed końcem sezonu. Kierowcy Mercedesa byli w minioną niedzielę klasą dla siebie. Na nierównym i wyboistym torze w Austin Sebastian Vettel wycofał się, z powodu defektu zawieszenia. Charles Leclerc musiał oszczędzać samochód, aby nie podzielić jego losu, a Max Verstappen, mimo szczerych chęci, nie był w stanie wyprzedzić Hamiltona w końcówce wyścigu. Awaria zakończyła także wyścig Roberta Kubicy - tym razem w Williamsie stwierdzono wyciek z układu hydraulicznego i Polak wycofał się na 33. okrążeniu. Niby mogło się zdarzyć w każdym zespole, ale zdarzyło się w Williamsie. W pierwszej części sezonu pocieszaliśmy się przynajmniej niezawodnością FW42 i na niej budowaliśmy nadzieje na przyszłość. Teraz już nic nie budujemy. Czekamy na koniec sezonu i wieści o kolejnym. Nerwowo było również w Red Bullu, gdzie na kilkanaście minut przed rozpoczęciem wyścigu wykryto awarię systemu DRS, w samochodzie Maksa Verstappena. Zespół szybko i sprawnie poradził sobie z wymianą tylnego skrzydła, dzięki czemu Holender uniknął kary. Po zgaśnięciu czerwonych świateł jego kolega z zespołu - Alexander Albon został uderzony przez Carlosa Sainza i musiał zjechać do alei serwisowej na nieplanowany pit stop. Gdy wydawało się, że nie ma szans na punkty w tym wyścigu, Albon zaimponował tempem. Zajął piąte miejsce i zdobył miano kierowcy dnia. Valtteri Bottas był do niedzieli jedynym kierowcą, który miał jeszcze matematyczną szansę na tytuł mistrza świata. Chyba w nią wierzył, bo pojechał znakomity wyścig i wygrał w przekonującym stylu. To jednak nie wystarczyło. Fin z trudem ukrywał rozczarowanie po wyścigu. Może nic takiego nie powiedział, ale... atmosfera przed ceremonią podium przypomniała czasy, kiedy partnerem Hamiltona w Mercedesie był Nico Rosberg. Najnowsze wiadomości o Robercie Kubicy! Dużą klasę pokazał Sebastian Vettel, który pojawił się w pokoju kierowców i pogratulował Hamiltonowi szóstego tytułu mistrza świata - sam Niemiec ma ich na koncie cztery i coraz gorsze widoki na kolejny... Jednak obaj kierowcy od dłuższego czasu pokazują, że można być rywalami na torze, ale należy się darzyć szacunkiem. Za to Daniił Kwiat po raz kolejny nie wytrzymał presji ostatnich okrążeń i zderzył się z rywalem. Tym razem jego ofiarą był Sergio Perez. Rosjanin po wyścigu znów otrzymał karę czasową, którą skomentował w dość niecenzuralny sposób. Można się domyślać, że tym razem sędziowie zajmą się słowami kierowcy Toro Rosso, tak jak miało to miejsce przy niedawnych wypowiedziach Güntera Steinera, ponieważ Rosjanin wypowiedział się również na ich temat. To wszystko jednak mniej istotne w zestawieniu z szóstym tytułem mistrzowskim dla Lewisa Hamiltona. Można go lubić albo nie, ale trudno się nie zgodzić, że jest on najwybitniejszym, po prostu najlepszym kierowcą obecnej dekady. Potwierdzają to nie tylko statystki, ale może nawet w jeszcze większym stopniu styl, w jakim wygrywa i zdobywa tytuły. Prawdziwych mistrzów poznaje się po tym, jak radzą sobie, gdy są w opałach, gdy rywale mają choćby chwilowo mocniejsze karty. W takich sytuacjach Hamilton pokazuje prawdziwą klasę. Przypomnijmy choćby tegoroczne Grand Prix Monaco i jego genialną ucieczkę na mocno zużytych oponach przed wyraźnie szybszym Verstappenem. Hamilton ma swym koncie do tej pory 83 zwycięstwa. Ponad 100 razy stawał na podium. Do niego także należy rekord liczby startów z pole position. Zła wiadomość dla jego rywali jest taka, że nic nie wskazuje na to, by coś mogło go powstrzymać w marszu po kolejne zwycięstwa i tytuły. Wydaje się niemal pewne, że przynajmniej dorówna Michaelowi Schumacherowi nie tylko w liczbie tytułów, ale także zwycięstw - brakuje mu jeszcze ośmiu wygranych. Hamilton ma wielką szansę, aby zdominować wszystkie najważniejsze statystyki Formuły 1 i zostać kierowcą wszech czasów. Grzegorz Gac