Formuła 1. Grzegorz Gac: Trzęsienie ziemi w Silverstone
Stara zasada znana wśród kibiców Formuły 1 mówi: nie rezygnuj z oglądania wyścigu, dopóki nie zobaczysz flagi w szachownicę. Jeżeli ktoś zrezygnował w niedzielę, niech żałuje. Ostatnie okrążenia Grand Prix Wielkiej Brytanii mogły przyprawić o zawał serca - pisze ekspert Interii Grzegorz Gac.

Zanim zgasło pięć czerwonych świateł, na torze Silverstone doszło do pierwszej poważnej sensacji. Na starcie nie ustawił się Nico Huelkenberg, zastępujący w zespole Racing Point zakażonego koronawirusem Sergio Pereza. W samochodzie nie dało się uruchomić silnika. Honoru zespołu bronił osamotniony Lance Stroll, który zajął dziewiąte miejsce. Wyżej znalazły się w klasyfikacji samochody Renault. Niektórzy sądzili, że tym razem protestu przeciwko Racing Point nie będzie. Pomylili się. Francuski zespół złożył protest kwestionujący legalność samochodu Racing Point po raz trzeci. Decyzja oczekiwana jest w tym tygodniu.
Wyścig był pechowy dla amerykańskiego Haasa, nazywanego niekiedy zespołem "B" Ferrari. Kevina Magnussena wyeliminował Alexander Albon, który otrzymał karę 5 sekund. Romain Grosjean wyczyniał takie rzeczy na torze, że aż dziwne, że nie dostał czarnej flagi za niebezpieczne manewry. Zajął ostatecznie 16. miejsce.
Poniżej oczekiwań spisał się niestety zespół Alfa Romeo Racing Orlen, chociaż po starcie, gdy Giovinazzi awansował o trzy miejsca wydawało się, że może powalczyć o punkty. W trakcie wyścigu doszło do kuriozalnej sytuacji, gdy inżynier wezwał przez radio Kimiego Räikkönena do alei serwisowej, a po chwili, gdy było już za późno, próbował zmienić swoją decyzję. Reakcja kierowcy bezcenna... W końcówce urwane fragmenty przedniego skrzydła samochodu Fina zapewniły widowisko. Kierowcy Alfy zajęli ostatecznie 14. i 17. miejsce.
Na trzy okrążenia przed metą zaczęło się prawdziwe trzęsienie ziemi. Najpierw doszło do przebicia lewej przedniej opony w samochodzie Valtteriego Bottasa. Fin stracił szanse na podium. Max Verstappen zjechał po świeże opony, aby powalczyć - skutecznie - o punkt za najlepsze okrążenie. Gdyby nie to, albo wygrałby wyścig, albo... przebił oponę. Kolejnym pechowcem z defektem ogumienia był Carlos Sainz, który stracił wysokie czwarte miejsce. Ale to nie był koniec. Także prowadzący Lewis Hamilton przebił oponę. Zachował jednak zimną krew i zwolnił, chroniąc swoje przednie skrzydło i podłogę. Cudem niemal uratował zwycięstwo. Niespełna 6 sekund później na mecie był Max Verstappen. Dzięki dramatom na ostatnich okrążeniach na najniższy stopień podium wskoczył Charles Leclerc. Przed startem kierowca z Monako brałby w ciemno taki wynik.
Przed dziesiątym na mecie Sebastianem Vettelem zostali sklasyfikowani Pierre Gasly, Alexander Albon i Lance Stroll. Mają o czym myśleć w Maranello...
Końcówka wyścigu pokazała, że Lewis Hamilton potrafi dbać o samochód w sytuacjach kryzysowych, w co wcześniej nie wszyscy wierzyli. Mając sporą przewagę nad Verstappenem jechał tak, aby pęknięta opona nie uszkodziła Mercedesa i nie naraziła zespołu na straty, zwłaszcza gdy Bottas był już poza punktami. Nagrodą były dwa złote puchary. Dwa, bo poza okolicznościowym trofeum, wzorowanym na tym z pierwszego wyścigu Formuły 1 sprzed 70 lat, Hamilton otrzymał puchar królewskiego automobilklubu RAC, podobnie jak każdy zwycięzca Grand Prix Wielkiej Brytanii. Nie może go jednak zatrzymać, bo zgodnie z tradycją po wyścigu historyczne trofeum powraca co roku na swoje honorowe miejsce w gablocie.
87. zwycięstwo Lewisa Hamiltona było jednym z tych, które zapamiętamy na długo. Jak przyznał sam kierowca, wizja nieukończenia wyścigu była bardzo bliska i realna. Dla jego rywali sytuacja może być naprawdę stresująca, bo - pół żartem, pół serio - jak pokonać Hamiltona, skoro wygrywa nawet na trzech kołach???
W ten sam weekend na torze Spa-Francorchamps w Belgii odbyła się pierwsza runda serii DTM z udziałem Roberta Kubicy, który dwukrotnie zajął 14. miejsce. Wyniki rzecz jasna poniżej oczekiwań, ale był to debiut Polaka w tej rządzącej się swoimi bardzo specyficznymi prawami serii. Jak przyznał po wyścigu Kubica, wszyscy "zapłacili słoną karę za małe doświadczenie." Chodziło o zły dobór ustawień podczas kwalifikacji, a regulamin nie zezwala na ich zmianę. "Było gorzej niż się spodziewałem" - powiedział po wyścigu Polak. W tej sytuacji nie było szans na walkę o lepsze pozycje. Mamy nadzieję, że w kolejnej rundzie, za niespełna dwa tygodnie w Lausitzring, niedaleko polskiej granicy będzie lepiej.
Grzegorz Gac
