W sezonie 2008 dominowały zespoły Ferrari i McLaren. Wygrana Fernando Alonso w Renault w nocnym wyścigu na ulicach Singapuru była sporym zaskoczeniem. Hiszpanowi bardzo pomógł wyjazd samochodu bezpieczeństwa po wypadku drugiego kierowcy zespołu, Brazylijczyka Nelsona Piqueta juniora na 14 okrążeniu. Alonso dopiero co zaliczył postój w boksie i gdy na torze pojawił się safety car, został liderem wyścigu. Nie oddał prowadzenia do mety. Analizowano potem, jak to możliwe, że startujący z końca stawki Hiszpan zdołał wygrać. Renault utrzymywało, że Alonso i zespół perfekcyjnie "przeczytali" wyścig i dzięki ryzykownej strategii zwyciężyli przy odrobinie szczęścia. I właściwie taka teoria miała sens. Piquet, syn byłego trzykrotnego mistrza świata, dla którego był to debiutancki i zdecydowanie mało udany sezon w Formule 1, przyznał, że był to jego błąd i brał całą winę na siebie, ale wtajemniczeni, między innymi walczący o tytuł mistrzowski jego rodak Felipe Massa snuli podejrzenia. Nikt jednak nie chciał dopuszczać myśli, że jakikolwiek zespół jest w stanie zdecydować się na tak desperacki krok. Sport motorowy i tak jest niebezpieczny... Dopiero rok później prawda wyszła na jaw. Zwolniony z zespołu Piquet przyznał, że był częścią planu, który miał pozostać tajemnicą. FIA rozpoczęła śledztwo. Przeanalizowano szczegółowo zapisy telemetrii, przesłuchano świadków. Okazało się, że młody Piquet rozbił samochód celowo, na zlecenie szefostwa ekipy. W zamian za to obiecano mu przedłużenie kontraktu. Gdy w następnym sezonie Brazylijczyk został zwolniony, zaczął "sypać". Jak w kiepskim kryminale...