Do tragicznego wypadku jednego z najlepszych kierowców F1 w historii, określanego mianem geniusza, doszło ćwierć wieku temu, podczas wyścigu o Grand Prix San Marino, rozgrywanym na torze w małej miejscowości Imola. Trzykrotny mistrz świata jechał bolidem Williamsa na prowadzeniu, gdy nagle, przy prędkości ponad 200 km/h (zdążył wyhamować o prawie 100 km/h), uderzył w betonową barierę. Koszmar wydarzył się na siódmym okrążeniu nieszczęsnego weekendu z GP San Marino, nad którym musiało ciążyć jakieś fatum, bo podczas kwalifikacji życie stracił tam Roland Ratzenberger. Austriak wypadł z toru na bardzo szybkim łuku Villeneuve i uderzył w betonową ścianę przy prędkości ponad 314 km/h. Jak ustalono, przyczyną koszmaru była awaria przedniego skrzydła bolidu, a śmierć nastąpiła na skutek złamania podstawy czaszki. Dzień później tragiczne żniwo dosięgło sportowego giganta, ikonę w swojej rodzinnej Brazylii i wielkiego idola kibiców motorsportu na całym świecie. Na miejscu udzielano Sennie pomocy, później został przetransportowany do szpitala helikopterem, ale nie udało się go uratować. Miał 34 lata. Ze śmiercią wielkiego Ayrtona do dziś trudno pogodzić się rodzinie Williamsów, a Claire zdecydowała się wrócić do tych tragicznych wydarzeń w rozmowie z dziennikarzem "The Independent". Autor materiału stwierdza, że szefowa Williamsa za każdym razem na nowo przeżywa tragedię tego najciemniejszego dnia w dziejach Formuły 1. To był ostatni raz, gdy kierowca zginął bezpośrednio w wyścigu F1, bowiem zmarły w 2014 roku Jules Bianchi przegrał najważniejszą walkę dziewięć miesięcy po wypadku w wyścigu o Grand Prix Japonii. - Pamiętam, jak około rok później byłam w pubie. Nie wiem, skąd ten ktoś wiedział, kim jestem, ale kompletny nieznajomy podszedł do mnie i powiedział: "twój tata jest mordercą". Nie wiedziałam, że ludzie mogą tak do tego podchodzić, ale widocznie niektórzy bywają ignorantami - sięga pamięcią do traumatycznych chwil obecnie 42-letnia Claire. Wtedy, gdy doszło do dramatu, była 17-latką i tak zapamiętała obraz tamtych wydarzeń. - Oglądałam wyścig w sypialni. Tata był oczywiście na torze, a mama (Lady Virginia Williams) oglądała na dole. To był straszny wypadek i nagle coś zmieniło się w naszym domu. To było bardzo dziwne. Mama dość szybko do mnie przyszła. Wieczorem miałam wracać do szkoły, ale mama od razu kazała mi jechać i zostałam wsadzona w pociąg. Rodzice zawsze woleli nas chronić przed takimi rzeczami. Zrobili to po wypadku taty i tak też zrobili po śmierci Ayrtona" - mówi faktyczna szefowa Williamsa. Jej ojciec sir Frank Williams, założyciel zespołu, został oczyszczony z zarzutu o zabójstwo w 1997 roku, a dokładna przyczyna katastrofy po dziś dzień pozostaje niejednoznaczna. - Frank nigdy z nikim o tym nie rozmawiał. To nie ten typ człowieka. Nie chodzi na terapię ani długie rozmowy. To wszystko jest w nim, w środku i trzyma to dla siebie. W ten sposób został wychowany, ale ból w jego oczach można zobaczyć za każdym razem, gdy myśli o wypadku - mówi Claire Williams w materiale, opublikowanym na stronie independent.co.uk. Nestor rodziny Williamsów oficjalnie nadal pozostaje szefem zespołu konstruktorów, który łącznie ma w dorobku 16 tytułów mistrzowskich: dziewięć w klasyfikacji konstruktorów i siedem wśród kierowców, ale od długiego czasu jest przykuty do wózka inwalidzkiego. To skutek wypadku drogowego, w którym uczestniczył w 1986 roku. Gdy wybierał się na pogrzeb Senny, jego córka cała drżała ze strachu. - Wyprawa taty do Brazylii, z punktu widzenia bezpieczeństwa, bardzo nas martwiła, ponieważ Ayrton był wielkim bohaterem i umarł w naszym samochodzie. Jednak Frank chciał tam być - zaznaczyła w poruszającej rozmowie. AG