Na pierwszym, prawym zakręcie Nico Huelkenberg uderzył w tył bolidu Fernando Alonso. Samochód został wyrzucony w powietrze i przeleciał... tuż nad głową Charlesa Leclerca. Huelkenberg przyznał, że to on ponosi winę za wypadek, bo "całkowicie źle ocenił sytuację". Leclerc miał sporo szczęścia, że wyszedł z opresji bez szwanku. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mogło skończyć się tragicznie, gdyby nie system halo. Tytanowa belka stała się obowiązkowym wyposażeniem wszystkich bolidów, aby chronić głowę kierowcy. Władze Formuły 1 były krytykowane za wprowadzenie systemu halo, bo szpeci bolid. Nie podobał się nie tylko kibicom, ale także zespołom. Niedzielny wypadek pokazał jednak, jak jest potrzebny. - Nigdy nie byłem fanem systemu halo, ale muszę powiedzieć, że byłem bardzo szczęśliwy, że miałem go nad głową - powiedział Leclerc. Jednym z głównych krytyków systemu halo był szef Mercedesa Toto Wolff. W lutym powiedział, że najchętniej obciąłby szpetną belkę piłą łańcuchową. - Jak wiecie, nie jestem fanem systemu halo, bo wygląda koszmarnie. Ale fakt, że uratował Charlesa, sprawia, że jest wart tego, aby go stosować - skomentował Wolff. MZ