Francuski kierowca HAAS po kontakcie z Daniłem Kwiatem (Alpha Tauri) stracił panowanie nad bolidem i z prędkością przekraczającą 200 kilometrów na godzinę uderzył w bariery zabezpieczające. Pojazd błyskawicznie stanął w płomieniach. Na szczęście, Grosjean zdołał opuścić go o własnych siłach i z całego zdarzenia wyszedł jedynie z poparzeniami. 34-latek wrócił do tego zdarzenia w rozmowie z telewizją "Sky Sports". - Spojrzałem w lewo, potem w prawo. Wszystko było pomarańczowe. Zacząłem zastanawiać się, czy to zachód słońca, ale szybko zdałem sobie sprawę z tego, że to ogień - mówił. - Próbowałem się wydostać, ale nie mogłem. Pomyślałem sobie, że nie mogę skończyć w ten sposób. Przeklinałem. Pomyślałem o Nikim Laudzie, pomyślałem, że to nie może być mój ostatni wyścig - dodawał.- Spróbowałem ponownie i zrozumiałem, że utknąłem. Usiadłem ponownie w fotelu i pomyślałem, ze umieram. Zacząłem zastanawiać się, które części ciała zaczną palić się jako pierwsze: nogi, czy może ręce. Myślałem o tym, czy będzie to bolało - kontynuował.Grosjean zdołał jednak otrząsnąć się z szoku i raz jeszcze podjął próbę wydostania się z bolidu. Odkrył jednak, ze jego lewa noga utknęła pod jednym z pedałów. Udało mu się ją wyszarpać, jednak by opuścić maszynę, musiał na moment włożyć ręce do ognia.- Moje rękawice szybko zrobiły się czarne, a ja poczułem ból. Podniosłem się jednak i udało mi się wydostać - dodał.Zawodnik opuścił już szpital i ma nadzieję, że uda mu się wziąć udział w kończącym sezon Grand Prix Abu Zabi, planowanym na 13 grudnia.(TC)Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij!