Gdy opadły emocje związane z podpisaniem przez Roberta Kubicę umowy z Williams Racing i niesamowitym powrotem naszego asa po latach do F1, gdy minęła zima, która w świecie królewskiej serii jest okresem budowy samochodów na nowy sezon i przygotowań kierowców, gdy wreszcie elita wróciła na tor, by testować przed pierwszym wyścigiem swoje maszyny, wróciły obawy, które nieśmiało jesienią artykułowali niektórzy fachowcy. Williams może być najgorszą ekipą Formuły 1 także w sezonie 2019. Koszmarna dyspozycja w poprzednim roku, zdecydowanie ostatnie miejsce w stawce i problemy, które nawarstwiały się przez cały sezon. Tak wyglądała ekipa, która dziewięć razy sięgała po mistrzostwo świata i w połowie lat 90. była wzorem innowacyjności, pomysłowości i ciężkiej pracy. Końca (problemów) nie widać Od złotego okresu minęło jednak wiele lat, Formuła 1 przeszła ogromne zmiany, a Williams najpierw osunął się ze szczytu w przeciętność, aż w 2018 roku wyrżnął z hukiem o dno. I teraz chce się z niego podnieść, choć zdaje się wciąż brodzić w płytkiej wodzie w chwili, gdy rywale są już na pełnym morzu. Pod koniec zeszłego roku z ekipą pożegnało się kilku kluczowych pracowników, a w ich miejsce Paddy Lowe, dyrektor techniczny zespołu i człowiek odpowiedzialny za sportową stronę ekipy, ściągnął młodych i zdolnych. Nie miał wyjścia, bo budżet zespołu nie pozwala na sięganie po sławy pokroju Adriana Neweya, a brak wsparcia koncernu motoryzacyjnego (Williams nie jest ekipą fabryczną) sprawia, że fachowców trzeba niejako szukać na własną rękę. Prace nad FW42, czyli nową maszyną Williamsa, trwały już od jesieni i pierwsze przymiarki wykonano, nim na dobre zakończył się poprzedni sezon. Udział brał w nich Robert Kubica, który wizytował fabrykę ekipy w Grove i zdradzał, że nowy bolid będzie zupełnie inny od nieudanego poprzednika. Niestety, chaos organizacyjny, problemy z zarządzaniem zespołem i błędy osób odpowiedzialnych za logistykę w teamie Williamsa odbiły się na testach nowej maszyny. Samochód dojechał do Barcelony spóźniony, przygotowania czyniono w pośpiechu, a po pierwszych jazdach - wykonał je młokos George Russell - wnioski były druzgoczące. "Nowy bolid Williamsa jest najwolniejszy w stawce, nie ma co do tego żadnych wątpliwości" - napisał dla Autosportu Edd Straw, dziennikarski autorytet w świecie Formuły 1. I człowiek, który jest doskonale poinformowany w padoku. "Tak naprawdę od chwili, gdy Russell wyjechał na tor, Williams rozpoczął pościg za rywalami. Na razie nic nie wskazuje na to, że zdoła ich dogonić przed wyścigiem w Australii" - ocenił komentator. Słowa Brytyjczyka potwierdził, choć może nie wprost, Robert Kubica. Polak już w zeszłym sezonie - będąc kierowcą rezerwowym w ekipie - nie owijał w bawełnę. I tym razem jasno i klarownie powiedział, co sądzi o bolidzie Williamsa o kodzie FW42. - Nie wiem, czy mamy kompletną wersję bolidu. Na pewno nie jest taki, jaki był w planach. Dużo rzeczy się dzieje, jakichś części brakuje, zespół nie ma czasu, by skupiać się na kierowcach. Nie jesteśmy w miejscu, w którym chcieliśmy być. Mamy twardy orzech do zgryzienia - mówił po środowych testach krakowianin. I przestrzegł, że o wysokich lokatach raczej nie ma co marzyć. Światełko w tunelu Pojawiło się jednak światełko w tunelu dla ekipy z Grove, o którym wspomniał Paddy Lowe. - Robert ma ogromne doświadczenie, zna też zeszłoroczny bolid. Przekazał mi pozytywne komentarze na temat naszego nowego samochodu. Twierdzi, że jest dużym krokiem do przodu. To bardzo budująca ocena, zwłaszcza że nowy samochód lepiej się prowadzi i jest dla kierowcy zdecydowanie bardziej przystępny - mówił dziennikarzom po testach dyrektor techniczny Rokit Williams Racing. To pierwsze od kilku dni tak pozytywne informacje z obozu Williamsa. Prace nie idą zgodnie z planem, ale jest postęp, a o ten właśnie Brytyjczykom chodziło. Poprawek jest sporo, ale na tym etapie przygotowań do sezonu muszą się z nimi mierzyć wszyscy. Dziennikarze i eksperci podkreślają, że sytuacja samej ekipy jest dużo lepsza, bo nie musi się już zmagać - także dzięki wsparciu polskiego Orlenu - z problemami finansowymi. Teraz musi "tylko" uporządkować sprawy organizacyjne i wypracować procedury zarządzania sztabem ludzi, który konstruuje, kontroluje i ulepsza bolid. Sezon F1 to nieustanny wyścig techniczny i poprawianie maszyny. Niemal nigdy bolid, który otwiera sezon nie jest podobny do tego, który go zamyka. I to wydaje się być szansą dla Williamsa, który stawia na rozwój. Być może pierwsze wyścigi nie będą bardzo udane, ale kto wie, wiosną i latem ekipa Roberta Kubicy może walczyć o inne cele, niż w marcu. Kubica sam zresztą przypominał sytuację z BMW Sauber, który podczas przedsezonowych testów przed laty wypadł fatalnie. Niemcy zabrali się ostro do pracy i nasz as wespół z Nickiem Heidfeldem stopniowo przedzierali się do czołówki F1. Ostateczna weryfikacja - Dla nas początek prac nad bolidem nie był łatwy, ale mamy dobrą platformę i od tego chcieliśmy zacząć. Teraz pora przejść do drugiej części planu i na tej bazie zbudować szybki samochód. Jesteśmy w miejscu, w którym chcieliśmy się znaleźć. To wszystko wygląda coraz lepiej - mówił dziennikarzom w Barcelonie Lowe. Sternik Williamsa i jego kierowcy wiedzą, że czeka ich dopiero prawdziwy test. Godzin spędzonych na torze pozostało bardzo mało - na co utyskiwał Robert Kubica - a pracy w fabryce jest mnóstwo. Williams zebrał jednak sporo danych i będzie starał się je wykorzystać celem poprawy prędkości samochodu. To tak naprawdę największa bolączka ekipy. - Gdy patrzę wstecz, na to, co działo się przed rokiem, to wiem jedno. Jesteśmy w zupełnie innym, lepszym położeniu. Mamy zdecydowanie lepszą sytuację, a my dopiero zaczynamy pracę. Przed nami wielkie wyzwanie i mnóstwo pracy, ale teraz śmielej stawiamy czoła problemom - nie kryje Paddy Lowe. Podobnie uważa szefowa ekipy, Claire Williams. - To co się działo, opóźnienie i nerwy, to była dla nas wielka lekcja. I wyciągamy z niej wnioski. Musieliśmy zbudować samochód od nowa, zaprojektować i wyprodukować niemal 22 tysiące elementów, z których składa się bolid. Nie udało się na czas, ale to się już nie powtórzy - zapewniła córka Franka Williamsa, założyciela ekipy, która przejęła po ojcu prowadzenie zespołu w F1. Co na to Robert Kubica, który haruje równie ciężko, jak cała ekipa z Grove? - Pozostało tylko osiem godzin testów, to niewiele, ale lepiej niż nic. Cała ta sytuacja, w której znalazł się zespół, nie sprowadza się do utraty dwóch dni testów. Uważam, że będą tego większe konsekwencje - uważa Robert Kubica. Kris