DTM to dla Roberta Kubicy zupełna nowość. Polak wciąż musi poznawać swój nowy samochód i specyfikę rywalizacji w tej serii wyścigów, podobnie jak jego zespół. Dodatkowo nasz reprezentant nie startuje w maszynie pozwalającej bić się o czołowe lokaty. DTM jest zdominowane przez zawodników Audi, a kierowcy Bmw mają spore problemy z nawiązaniem rywalizacji z konkurentami. Zadanie Kubicy jest jeszcze trudniejsze - nie należy on bowiem do zespołu fabrycznego niemieckiego koncernu, a broni barw klienckiego zespołu Orlen Team Art, co wiąże się z licznymi niedogodnościami. Mimo to Polak udowodnił, że w sytuacjach, gdy liczy się doświadczenie i kunszt kierowcy, jest w stanie walczyć o miejsca w czołowej dziesiątce, czego dowód widzieliśmy w ten weekend. Podczas drugiego piątkowego treningu Kubica był ósmy, a w sobotnim wyścigu zanotował swój najlepszy wynik w dotychczasowych startach. Był 10., co pozwoliło mu zdobyć pierwszy punkt w sezonie. Jak zdradził nasz kierowca w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", gdyby nie pewne niedociągnięcia, mógłby zająć jeszcze lepszą lokatę. "Wyścig poszedł dość dobrze, a po zmianie opon nawet bardzo dobrze. Udało mi się zadbać o opony i jechać szybko, ale nie wykorzystywać ich do maksimum, czy też poza ich granicą. Balansowałem na granicy przyczepności i uślizgu, co mi się udało. Niestety straciliśmy wiele sekund na pit stopie. Gdyby nie to, byłbym znacznie wyżej. W okolicach szóstego-siódmego miejsca. Dobrze zobaczyć, że w końcu uczestniczymy w walce! Co prawda 10. miejsce to nie jest szczyt marzeń, czy coś, z czego możemy być dumni, ale przynajmniej zrobiliśmy krok naprzód" - przyznał Kubica.