W sezonie 2022 wraz z długo wyczekiwaną rewolucją techniczną niemal wszyscy kierowcy Formuły 1 muszą zmierzyć się z efektem morświnowania, czyli podskakiwania bolidu na długich prostych. Takie ekipy jak Red Bull i Ferrari dość dobrze radzą sobie z tym problemem. Znacznie gorzej sytuacja wygląda w innych zespołach, w tym między innymi w Mercedesie. Czara goryczy przelała się w stolicy Azerbejdżanu, kiedy Lewis Hamilton z trudem opuścił kokpit po przekroczeniu linii mety. Kierowcy tracą cierpliwość Brytyjczyk na funkcjonowanie bolidu narzekał właściwie od samego startu i po jego głosie było słychać, że ten rzeczywiście daje mu w kość. Radością nie pałał również młodszy rodak aktualnego wicemistrza świata - George Russell, który co prawda w niedzielne popołudnie siedział cicho, ale on z kolei w język nie gryzł się w sobotę. - Myślę, że to tylko kwestia czasu i coś takiego doprowadzi do poważnego wypadku. Wielu z nas ledwo co kontroluje samochód, a na prostych jedziemy z prędkością przekraczającą 300 kilometrów na godzinę. Na powtórkach zresztą widać jak to wszystko wygląda. To po prostu przepis na katastrofę - oznajmił wówczas wściekły 24-latek w rozmowie z portalem gpfans.com. Pomimo ogromnych problemów, kierowcy Mercedesa dają jednak z siebie 110% i to dosłownie. George Russell na swoim koncie ma już na przykład o szesnaście punktów więcej niż jeżdżący w Ferrari Carlos Sainz. Lewis Hamilton zaś plasuje się na solidnej szóstej pozycji. Daje to "Srebrnym Strzałom" znakomite trzecie miejsce w klasyfikacji konstruktorów.