Zamieszanie w Red Bullu rozpoczęło się na początku lutego, gdy jedna z pracownic oskarżyła Christiana Hornera o nieodpowiednie zachowanie. Wewnętrzne dochodzenie toczyło się bardzo długo, ale ostatecznie nie spowodowało rewolucji w zespole, ponieważ skargę oddalono, a co za tym idzie Brytyjczyk utrzymał swoje stanowisko. 50-latek długo się z tego powodu nie cieszył. Podczas drugiego treningu w Bahrajnie ktoś z anonimowego maila do najważniejszych osób w padoku rozesłał dysk Google z rzekomymi dowodami w sprawie. Po wyścigu oliwy do ognia dolał natomiast Jos Verstappen. Ojciec trzykrotnego mistrza świata nie gryzł się w język. - Dopóki on pozostanie na stanowisku, będzie panowało napięcie. Zespołowi grozi rozpad. Nie może tak być. To eksploduje. Udaje ofiarę, a to on powoduje problemy - oznajmił, by parę minut później spotkać się z szefem Mercedesa, Toto Wolffem. Max Verstappen w środę szybko uspokoił sytuację i wykluczył jakikolwiek transfer do niemieckiej stajni. - Po to podpisywałem długi kontrakt, żeby go wypełnić - powiedział zawodnik na konferencji prasowej. Jak się w piątek okazało, "zawieszenie broni" nie potrwało nawet dwóch dni. Tym razem na celowniku Red Bulla znalazł się Helmut Marko. To właśnie doradca zespołu według najważniejszych osób w austriackim gigancie ma rzekomo odpowiadać za wyciek informacji związanych ze sprawą Christiana Hornera do mediów. Legendzie zespołu grozi zawieszenie, o czym 80-latek sam poinformował w telewizji ORF. - Teoretyczna możliwość istnieje - stwierdził przed kamerami. Max Verstappen stoi murem za Helmutem Marko Zadowolony z tego faktu nie jest Max Verstappen. Holender postawił Red Bullowi coś w rodzaju małego ultimatum. - Bardzo ważne jest, aby kluczowe osoby trzymały się razem. Czuję, że gdy upadnie istotny filar, i to też powiedziałem zespołowi, moja sytuacja także nie będzie dobra. Więc tak. Helmut na pewno musi zostać. To on od pierwszego dnia budował ten zespól wraz z Dietrichem Mateschitzem. I zawsze był lojalny wobec zespołu oraz całego personelu, upewniając się, iż każdy zachowa swoje stanowisko (cytat za: Motorsport.com) - oznajmił 26-latek na kilkanaście minut po zwycięskich kwalifikacjach w Dżuddzie. Napisać, że najbliższe tygodnie będą zwariowane, to jak nic nie napisać. Red Bull, pomimo ogromnego zamieszania, sportowo radzi sobie kapitalnie. Wszystko wskazuje na to, że sezon 2024 znów będzie należał do "Czerwonych Byków". W przyszłym roku, jeżeli Max Verstappen rzeczywiście pomyśli o odejściu, może już nie być tak kolorowo.