Kibice w Belgii z większym zaciekawieniem niż na przygotowujących się do startu kierowców, spoglądali w niebo, które od piątku z reguły przybiera ciemne kolory. Zwłaszcza sobota została storpedowana przez ulewne deszcze i zarówno kwalifikacje do sprintu, jak i późniejsze stukilometrowe zmagania zostały opóźnione o kilkanaście minut. Zawodnicy wynagrodzili to fanom świetnym ściganiem i nie inaczej miało być w niedzielne popołudnie. Ekscytująco wyglądało już samo ustawienie na starcie. Dopiero szósty za nadprogramową wymianę skrzyni biegów ruszał Max Verstappen. Holender nie był z tego powodu jakoś przesadnie smutny. Do radosnych chwil nie musiał zresztą sięgać głęboko w pamięci, bo w ubiegłym sezonie na Spa-Francorchamps triumfował pomimo rozpoczęcia rywalizacji z odległego siódmego rzędu. Wyścig fatalnie rozpoczął się dla jednego z głównych bohaterów wczorajszego sprintu. Oscar Piastri stał się ofiarą ogromnego ścisku na dojeździe do pierwszego zakrętu i po kontakcie z Carlosem Sainzem uszkodził bolid. Australijczyk zdołał pokonać zaledwie dwa okrążenia, po czym zaparkował samochód na poboczu. Problem miał również Hiszpan reprezentujący Ferrari. - Na razie jedź - usłyszał od inżyniera, który wierzył w dobry rezultat. Kierowca stopniowo jednak spadał w dół rankingu i marzenia o finiszu w czołówce porzucił po zaledwie paru minutach ścigania. Kapryśna pogoda nie namieszała w stawce Z przodu stawki zgodnie z oczekiwaniami jak szalony pędził Max Verstappen. Obecny mistrz świata potrzebował zaledwie dziewięciu kółek, by znaleźć się tuż za prowadzącym Sergio Perezem, czyli zespołowym partnerem. To oczywiście były fenomenalne wieści dla Red Bulla, który mógł od tego momentu na dużym spokoju kontrolować wyścig. Rywale liderów klasyfikacji konstruktorów liczyli natomiast na deszcz i jakiś cud w postaci ogromnego zamieszania. Pierwsze parasole nad głowami widzów pojawiły się w trakcie osiemnastego okrążenia. Już wtedy na prowadzeniu znajdował się Max Verstappen, który z łatwością uporał się z kolegą z teamu i zaczął budować przewagę. Holender musiał się jednak pilnować, ponieważ warunki pogorszyły się do tego stopnia, że na chwilę prawie stracił on panowanie nad samochodem i ratował się szerokim wyjazdem poza tor. Choć deszcz postraszył zawodników, to ostatecznie obyło się bez serii zjazdów po przejściówki. Do mety na dwóch pierwszych pozycjach dojechał duet Red Bulla. Podium po dobrej jeździe uzupełnił Charles Leclerc. Monakijczyk dysponował solidnym tempem i Lewis Hamilton nie potrafił zbliżyć się do niego na mniej niż dwie sekundy. Formuła 1 ucieka teraz na zasłużoną wakacyjną przerwę. Najszybsza dwudziestka globu do gry powróci dopiero pod koniec sierpnia w holenderskim Zandvoort. Wyniki wyścigu o Grand Prix Belgii: