Za nami pierwszy weekend mistrzostw świata Formuły 1 w sezonie 2024. Podobnie jak w roku poprzednim, rywalizację zdominowali kierowcy Red Bulla, a konkretniej Max Verstappen, który najpierw zapewnił sobie start w sobotnim wyścigu z pole position, a następnie jako pierwszy dotarł do mety, odnosząc pierwszy triumf w sezonie. Drugi linię mety przekroczył startujący w piątej pozycji Sergio Perez, który tylko utwierdził kibiców i dziennikarzy z przekonaniu, że i tym roku obecni mistrzowie świata konstruktorów będą w stanie sporo namieszać w stawce. Spora część osób interesujących się Formułą 1 w ostatnich dniach znacznie więcej uwagi poświęciła nie tyle rywalizującym na torze kierowcom, a szefowi Red Bulla, Christianowi Hornerowi. Na początku lutego o Brytyjczyku zrobiło się głośno, kiedy jedna z pracownic oskarżyła go o nieodpowiednie zachowanie. Po trwającym prawie miesiąc śledztwie prowadzonym przez niezależnego prawnika zarzuty pod adresem Hornera oddalono, jednak, jak się później okazało, wcale nie oznaczało to końca skandalu. Wręcz przeciwnie. Podczas drugiego treningu w Bahrajnie najważniejsze osoby w Formule 1 oraz dziennikarze od lat pracujący w środowisku sportów motorowych otrzymali anonimowe wiadomości z linkiem do dysku Google, w którym znalazły się rzekome dowody obciążające Brytyjczyka. Materiały te jednak bardzo prawdopodobnie zostały sfabrykowane. Poważne zarzuty wobec szefa Red Bulla. Jego żona "tonie we łzach" Jos Verstappen nie zamierza wspierać Christiana Hornera. Ojciec trzykrotnego mistrza świata przyłapany z Toto Wolffem, będzie zmiana ekipy? Zamieszanie wokół Christiana Hornera nie umknęło uwadze Josa Verstappena, a więc syna obecnego mistrza Formuły 1, Maxa Verstappena. W rozmowie z mediami Holender nie przebierał w słowach i dość wymownie skomentował całą sytuację. "Dopóki on pozostanie na stanowisku, będzie panowało napięcie. Zespołowi grozi rozpad. Nie może tak być. To eksploduje. Udaje ofiarę, a to on powoduje problemy" - oznajmił w rozmowie z "Daily Mail", dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru stanąć po stronie Christiana Hornera. Niechęć Josa Verstapenna do obecnego szefa Red Bulla nie jest i raczej nigdy nie była tajemnicą. 52-latek nie jest jednak jedyną osobą, która ma wątpliwości co do tego, czy Brytyjczyk powinien utrzymać posadę po tak ogromnym skandalu. Swoje wątpliwości co do transparentności i uczciwości śledztwa w sprawie Christiana Hornera przedstawili w ostatniej czasie także szefowie innych zespołów F1, w tym m.in. Zak Brown i Toto Wolff. Podczas ostatniego weekendu F1 w Bahrajnie w mediach pojawiły się zdjęcia, na których Toto Wolff rozmawiał w padoku z Josem Verstappenem. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że panowie jeszcze nie tak dawno mieli być ze sobą pokłóceni. Eksperci i dziennikarze zaczęli więc zastanawiać się, skąd tak nagła zmiana nastawienia u obu panów i czy ma ona coś wspólnego z aferą z Christianem Hornerem w rolach głównych. Pojawiły się głosy, że Jos Verstappen planuje transfer swojego syna z Red Bulla do Mercedesa. Podobne podejrzenia ma Daniel Biały, polski dziennikarz zajmujący się głównie F1. Zwrócił on uwagę na to, że w skandalu, który na początku lutego ujrzał światło dzienne może chodzić nie tyle o pozbycie się Christiana Hornera z Red Bulla, a o zerwanie współpracy pomiędzy ekipą z Verstappenami. "Brudy na Hornera zaczęły wychodzić na jaw kilka dni po ogłoszeniu odejścia Hamiltona do Ferrari..." - zauważył dziennikarz. Zaskakujące teorie spiskowe w środowisku F1 niejako potwierdzają słowa jednego z bliskich przyjaciół Jose Verstappena. Jak się okazuje, osoba z bliskiego otoczenia 52-latka miała zdradzić mediom, że Verstappen senior otwarcie powiedział jej o tym, że jeśli Christian Horner pozostanie w Red Bullu, to jego syn przeniesie się do innego zespołu. O spotkanie z Josem Verstappenem zapytany został także Toto Wolff. Kiedy dziennikarze obecni w Bahrainie zapytali go o to, czy Max Verstappen zajmie w 2025 roku miejsce Lewisa Hamiltona, szef Mercedesa odpowiedział krótko, ale wymownie: "Wszystko jest możliwe".