Burza w padoku F1. Kierowca Ferrari nie wytrzymał, uderza w zespół
Chaotyczna aura i zalane ulice Las Vegas stworzyły mieszankę, która już przed startem weekendu zapowiadała problemy. Niewielu jednak spodziewało się, że kwalifikacje przerodzą się w aż tak ogromny koszmar dla Ferrari. W cieniu sensacyjnego odpadnięcia Lewisa Hamiltona w Q1, równie głośno wybrzmiał wybuch frustracji Charlesa Leclerca, który po zajęciu dopiero dziewiątego miejsca w ostrych słowach skrytykował Ferrari, po raz kolejny odsłaniając narastający kryzys w legendarnej stajni z Maranello.

Takich warunków w Las Vegas nie spodziewał się chyba nikt. Już kilka dni przed rozpoczęciem rywalizacji kierowców Formuły 1 na torze ulicznym w "Mieście Grzechu" wiadomo było, że panowie nie będą mieli łatwego zadania - po ulewnych opadach deszczu sytuacja wymknęła się spod kontroli do tego stopnia, że tamtejsze ulice przypominały bardziej rwące potoki. Ostatecznie jednak organizatorzy otrzymali zielone światło i bolidy wyjechały na ulice Las Vegas. Kierowcy jednak musieli radzić sobie z niezwykle trudnych warunkach.
Charles Leclerc grzmi po kwalifikacjach w Las Vegas. "Żenujące"
Po trzech sesjach treningowych - wygranych przez trzech różnych kierowców z trzech różnych zespołów - nadeszła pora na kwalifikacje. I w tych nie brakowało emocji - Lewis Hamilton sprawił nie lada sensację, kończąc udział w sesji już na etapie Q1. Ostatecznie siedmiokrotny mistrz świata zajął ostatnie, 20. miejsce. Nieco więcej szczęścia miał jego kolega z zespołu, Charles Leclerc, który wywalczył sobie 9. pozycję startową w niedzielnym wyścigu. Monakijczyk jednak nie był zadowolony z tego wyniku. Nie mogło to jednak nikogo dziwić, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie on był najlepszy w pierwszym treningu.
Po upłynięciu czasu w Q3 Leclerc dał upust swojej frustracji za pośrednictwem team radio. "Mój Boże, to żenujące, cholernie żenujące. Pie*dolone piekło. Nie rozumiem, jak możemy być tak daleko od tempa innych. Mam zero przyczepności, zero pieprzonej przyczepności" - grzmiał.
W stajni włoskiego zespołu już od jakiegoś czasu dzieją się niepokojące rzeczy. W tym sezonie jeszcze ani razu Tifosi nie celebrowali triumfu swojej ulubionej ekipy, kierowcy mocno narzekają na tegoroczne bolidy, a oliwy do ognia dolały kontrowersyjne słowa prezesa Ferrari, Johna Elkanna. Włoch stwierdził wówczas, że mechanicy i inżynierowie prezentują światowej klasy poziom, a bolid znacznie się poprawił od początku roku. Dodał natomiast, że reszta "nie jest na odpowiednim poziomie", a kierowcom doradził, aby "mniej gadali, a bardziej skupiali się na dobrej jeździe".











