Zadowolony powinien być trzeci na mecie Lewis Hamilton. Nie narzeka też powracający do tego sportu Michael Schumacher. Los przeklina prawdopodobnie Sebastian Vettel, a pecha miał Robert Kubica. Zespół z Maranello nie zanotował tak dobrego startu sezonu od 2004 roku, kiedy w Australii dwa pierwsze miejsca zajęli Schumacher i Brazylijczyk Rubens Barrichello. Wtedy za nimi przyjechał Alonso, który w niedzielę, debiutując w Ferrari, odniósł 22. zwycięstwo w karierze. Ferrari najlepsze na świecie! - To był dla mnie specjalny dzień - przyznał Hiszpan po wyścigu o Grand Prix Bahrajnu. - Ale to dopiero początek, a nie koniec. Teraz nie jest czas na świętowanie, ale na jeszcze cięższą pracę - dodał zawodnik, dla którego ubiegły sezon nie był zbyt udany, podobnie jak dla Ferrari, które zanotowało najgorszy start, pierwsze zwycięstwo odnosząc dopiero w 12. wyścigu. - Zawsze jest wspaniale stanąć na najwyższym stopniu podium, szczególnie biorąc pod uwagę, że zrobiło się to w barwach Ferrari. Za tym zespołem stoi historia, z którą każdy nowy kierowca musi się zmierzyć. Nie było więc lepszego sposobu, żeby zacząć naszą znajomość. To jest najlepszy zespół na świece. Ciężko pracowaliśmy całą zimę, a w czasie testów wykonaliśmy bardzo dobrą pracę - dodał Alonso. Hamilton: Jest lepiej niż się spodziewaliśmy! Zadowolony ze swojego drugiego miejsca był też Massa, który wystartował po długiej przerwie. - To fantastyczne być tutaj i przez cały wyścig liczyć się w rywalizacji, dlatego dziękuję Bogu, że jestem zdrowy, a także wszystkim, którzy wspierali mnie w trudnym okresie - powiedział Brazylijczyk, który w lipcu ubiegłego roku miał groźny wypadek na Hungaroringu. Z pierwszej "Bitwy o Wielką Brytanię" zwycięsko wyszedł Hamilton. Mistrz świata z 2008 roku zajął w Bahrajnie najniższe miejsce na podium, a jego partner z teamu McLaren-Mercedes, broniący tytułu Jenson Button, był siódmy. - To był całkiem udany wyścig w moim wykonaniu. Zarówno ja, jak i zespół jesteśmy zadowoleni z wyniku. Jest on lepszy niż się spodziewaliśmy - stwierdził Hamilton. - Przed nami interesujący sezon. Wszyscy się uczą, jak obchodzić się z oponami, dbać o poziom paliwa, kiedy atakować - dodał. "Każdy jedzie własnym tempem..." Po trzech latach na tor Formuły 1 powrócił Michael Schumacher. Siedmiokrotny mistrz świata nie założył jednak czerwonego kombinezonu Ferrari, a kombinezon Mercedes GP, zespołu, który ostatni raz jeździł w tym cyklu w 1955 roku. 41-letni kierowca zajął szóste miejsce, tracąc ponad 40 sekund do zwycięzcy. Tuż przed nim finiszował jego kolega z Mercedesa, Nico Rosberg. - Dla mnie to była zabawa, ale wyścig ułożył się bardzo prosto. Start, a potem każdy jedzie własnym tempem i nie popełnia błędów. Wyprzedzanie było praktycznie niemożliwe. Myślę, że Lewis Hamilton zrobił mały błąd i dlatego na początku Nico Rosberg mógł go wyprzedzić, ale Brytyjczyk odzyskał swoją pozycję po zjechaniu do boksów na wymianę opon. I to by było na tyle - powiedział Schumacher. Smutny Vettel Niemiec ocenił też, że zakaz tankowania w czasie wyścigu, wprowadzany po raz pierwszy od 1993 roku, jest celny i sprawiedliwy. Jeśli chodzi o własny występ to przyznał, że musiał uważać na opony. - Tak, trochę się z tym zmagałem, muszę to przyznać, ale po trzech latach nieuczestniczenia w Formule 1, to chyba naturalne, że trzeba na nowo się w nią wkomponować i ja oraz zespół będziemy nad tym pracowali - stwierdził siedmiokrotny mistrz świata. W zupełnie innym nastroju był Sebastian Vettel z Red Bulla. Niemiec, który wystartował z pole position i prowadził przez 34 z 49 okrążeń, z powodu usterki zaczął tracić moc i wyprzedzali go inni kierowcy. Ostatecznie zajął czwarte miejsce. - Szkoda, ale co można w takiej sytuacji zrobić? Wszystko w ten weekend, poza tym jednym wydarzeniem, było na plus - przyznał Vettel. - To bardzo wkurzające, przecież mieliśmy wyścig pod kontrolą. Sebastian jechał wspaniale, strategia była dobra, tym bardziej jest to frustrujące, że zamiast zwycięstwa mamy czwarte miejsce - powiedział Chris Horner, szef Red Bulla. Renault: Szkoda pracy! Dla Roberta Kubicy wyścig otwierający sezon w Formule 1 - Grand Prix Bahrajnu - skończył się praktycznie na pierwszym okrążeniu. Po kolizji z Adrianem Sutilem stracił szanse na wysoką pozycję. - <a href="http://sport.interia.pl/formula-1/formula-1/news/kubica-szkoda-naszej-pracy,1451713">Szkoda naszej pracy</a> - podsumował jedenasty na mecie Polak. "Cała nasza ciężka praca w ten weekend poszła na marne już na pierwszym okrążeniu. Mieliśmy wysoki poziom oleju na dojeździe na start, a Webber miał chyba taki sam problem: przede mną pojawiły się kłęby dymu. Sutil nie zdjął nogi z gazu, nie widział sytuacji i uderzył we mnie" - powiedział Kubica, cytowany na stronie zespołu Renault. Jego kolega, debiutujący w Formule 1 Rosjanin Witalij Pietrow, nie ukończył wyścigu. Czytaj także: <a href="http://sport.interia.pl/formula-1/formula-1/news/dublet-ferrari-zderzenie-kubicy-na-starcie,1451646">Dublet Ferrari! Zderzenie Kubicy na starcie!</a>