O co ta cała afera? "Światowa sensacja. Michael Schumacher. Pierwszy wywiad" - tak "Die Aktuell" zatytułował na okładce rzekomy wywiad z niemieckim legendarnym kierowcą, który przeżywa dramat od 2013 roku. To wtedy miał miejsce tragiczny w skutkach wypadek na nartach, po którym rozpoczęła się walka o jego życie. Rodzina Michaela Schumachera rusza z pozwem za skandaliczny "wywiad" W wyniku rekonstrukcji zdarzeń okazało się, że Schumacher uderzył głową o kamień. Kask, który był na głowie Niemca, niestety uległ zniszczeniu, stąd tak potworne konsekwencje zdarzenia. Od tego czasu "Schumi" jest dosłownie schowany przed światem, a informacje o stanie jego zdrowia są jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic. Tak naprawdę opinia publiczna do dziś nie wie, w jakim stanie jest 54-letni mistrz. W zasadzie wiadomo tylko tyle, że przebywa w domu nad Jeziorem Genewskim, a zgromadzony przez lata imponujący majątek dziś służy głównie do tego, aby pokrywać bardzo wysokie koszty leczenia, rehabilitacji i walki o to, aby kiedyś nastał cud. Tak wielki dramat nie wystarczył szefom tabloidu, aby w dziesiątym roku koszmarnych wydarzeń w ludzki sposób przypomnieć losy Niemca. Wybrali sensacyjną formę, ogłaszając, że dysponują pierwszym wywiadem z "Schumim". W rzeczywistości okazało się, że odpowiedzi na zadane pytania zostały wypełnione przez sztuczną inteligencję. Nic zatem dziwnego, że rodzina Schumacherów tej bulwersującej sprawy nie zamierzała przemilczeć. Mało tego, już przeszła do konkretnych działań, co najpierw udało się ustalić dziennikarzom ESPN. Informacje o zapowiedzi pozwu zostały następnie potwierdzone przez rzecznika rodziny byłego giganta Formuły 1. Jak zatem brzmiały rzekome wypowiedzi Schumachera? Oto przykłady: "Moje życie całkowicie się zmieniło. To był okropny czas dla mojej żony, moich dzieci i całej rodziny" , "Byłem tak ciężko ranny, że przez wiele miesięcy pozostawałem w czymś w rodzaju sztucznej śpiączki, bo inaczej mój organizm by sobie z tym wszystkim nie poradził, "Miałem ciężki okres, ale zespołowi szpitalnemu udało się sprowadzić mnie z powrotem do rodziny", "Znów mogę samodzielnie stać, a nawet przejść kilka kroków". Kibice od razu nie pozostawili suchej nitki na tym, co zaserwował tabloid. Oburzenie jest absolutnie powszechne, a ekspert ds. mediów Boris Rosenkranz od razu nazwał materiał "zbyt głupim, aby mógł być prawdziwy".