Lozano z Belgią po raz 132 poprowadził naszych siatkarzy. Teraz wielu zwalnia Argentyńczyka z funkcji selekcjonera biało-czerwonych - za kulisami psioczą na niego działacze i koledzy-trenerzy. Ileż w tym wszystkim zawiści w stosunku do człowieka, który doprowadził naszą męską siatkówkę na sam szczyt. Jestem przekonany, że tak trzeba ocenić dotychczasową kadencję "Małego Rycerza". Z Belgią - w eliminacjach ME - nie było dobrze, ale ostatecznie Polska awansowała do europejskiego championatu. A wcześniej było pasmo wielu mniejszych i większych sukcesów, a także... kilka wpadek. Porozmawiajmy jednak o faktach. Biało-czerwoni bez Lozano w Lidze Światowej - w latach 1998-2004 zajmowali miejsca 10, 8, 8, 7, 5, 9 i 7. Z Raulem było 4 miejsce w 2005, 7 w 2006, 4 w 2007 i 5 w 2008. Zasługą Argentyńczyka był przede wszystkim srebrny medal mistrzostw świata w 2006 roku. Warto wspomnieć także o 5 miejscu w finałach mistrzostw Europy w 2005. Nie było medalu na turnieju siatkarskim Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, ale ćwierćfinał też jest godny odnotowania (jak ja przeżywałem walkę z Włochami, jakże pechowo rozgrywaną przez Polaków...). Najsłabszy był występ w mistrzostwach Europy w 2007 roku, kiedy to wylądowaliśmy na 11 miejscu. W poniedziałek zbierze się zarząd Polskiego Związku Piłki Siatkowej, a we wtorek dojdzie do ostatecznej rozmowy z Lozano na temat jego przyszłości w Polsce. Na miejscu prezesa Mirosława Przedpełskiego narysowałbym plan z Raulem do... Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku. To byłby wielki gest. I jakież wsparcie dla selekcjonera! Że Raul nie jest łatwy. A co, ma sobie dać wejść na głowę działaczom klubowym? Albo zawodnikom?! Odstawienie od kadry Kadziewicza, Ignaczaka i Stelmacha śmiało można porównać do tego, co ostatnio uczynił Beenhakker z Borucem, Dudką i Majewskim. Rzecz jasna "Kadzia" i "Igła" po karencji do drużyny wrócili i zapewne tak będzie również z "banitami" Leo. I jeszcze słowo o autobiografii, którą Raul Lozano napisał, a którą przetłumaczyła Ola Zarzycka. Książka ukazała się w "Bibliotece Gazety Wyborczej" i nosi tytuł: "Raul Lozano - moje miejsce". Rozdziały o dzieciństwie, młodości (wstrząsający opis junty wojskowej, która rządziła wówczas Argentyną i bezwzględnie postępowała z ludźmi, którzy mieli inne poglądy), o przygodzie trenerskiej w ojczyźnie, Włoszech, czy Hiszpanii są naprawdę zajmujące. Natomiast rozdziały o Polsce są tak naprawdę bezbarwne. To pokazuje, jak ciężko zachować dystans nie tylko krytykom, ale i uczestnikom zdarzeń. Raul nie zająknął się o problemach, z którymi zmagał się w Polsce. I nie chcę myśleć, że powodem był patronat na publikacją Plusa... Po prostu zdawał sobie sprawę, że każde krytyczne słowo - choćby o roli takiego działacza, jak Bogusław Adamski - spowoduje prawdziwą wojnę, a jej skutki będą niemożliwe do opanowania. - Jestem gotowy zostać w Polsce - w sobotę zadeklarował Raul - A jeśli miałbym odejść, to liczę, że PZPS zatrudni szkoleniowca, który będzie miał wizję i pójdzie jeszcze dalej niż ja... Jak daleko zaszedł Lozano? Argentyńczyk, bez fałszywej skromności, mówi: - Stworzyłem drugą w historii reprezentację Polski - po tej Huberta Wagnera... Ta racja ma wymiar srebrnego medalu mistrzostw świata. Nic dodać, nic ująć.