Trener Realu Madryt, Jose Mourinho jeszcze zaognił sytuację, jeśli chodzi o własnych kibiców, mówiąc, że nie słucha krytyki, która poda z ich ust. Dla kogo w takim razie jest futbol? Dla ego Mourinho czy dla fanów? Jego ego też jest zachwiane. Mourinho przed pierwszym meczem z Barceloną w Pucharze Króla mówił, że interesuje go tylko własne samopoczucie następnego dnia. Co z tym samopoczuciem "Mou" w tym tygodniu? Mourinho prześladuje klęska 0-5 z pierwszego starcia - z jesieni 2010 roku. Wtedy na Camp Nou próbował grać otwarty futbol. W ośmiu kolejnych starciach decydował się już tylko na ultradefensywne ustawienie. Ile razy można oddawać inicjatywę - nawet na Santiago Bernabeu w Madrycie? Patrzyłem na obrazki trybun madryckiego giganta, celebrę, którą kibice przygotowali przed meczem. To było imponujące. Później jednak oglądaliśmy coś, co z wielkim futbolem niewiele ma wspólnego, na co sympatycy Realu nie zasługują... Ile razy można parkować autobus przed własnym polem karnym? Parkować jako Real Madryt, jeden z najlepszych zespołów świata... Ile razy można to robić, mając wielkie gwiazdy w swoich szeregach? Raz - ok, dwa razy - można na to przystać. Ale po raz piąty, a za chwilę dziesiąty? Ile razy można grać brutalnie? Symbolem Realu Mourinho jest Pepe, który po raz kolejny popisał się chamstwem. Już przed środowym meczem Mourinho budował sobie alibi. Mówił, że cokolwiek zrobi, to i tak zostanie skrytykowany. Jednak Pepe biegający w środku pola, aby tylko przeszkadzać, tylko raz przyniósł pożądany efekt - w finale Pucharu Króla wiosną ubiegłego roku. Teraz "Mou" znowu powtórzył ten wariant. Co więcej, Mourinho zaryzykował wystawienie na środku defensywy Ricardo Carvalho, choć wcześniej ten zawodnik przez cztery miesiące nie grał. Lewy obrońca Fabio Coentrao w środku pola? OK, można próbować, ale ryzyko, że to nie wypali - szczególnie przeciwko Barcelonie - jest duże. Hamit Altintop na prawej obronie? To się sprawdziło, ale dlaczego forsować grę trzema napastnikami - Karimem Benzemą, Cristiano Ronaldo i Gonzalo Higuainem, którzy są groźni w kontrataku, ale bezradni w środku pola. Tutaj o wiele pożyteczniejszy byłby Mesut Oezil. Prasa w Hiszpanii pisze już zresztą nie tylko o wyborach taktycznych, czy personalnych. Zastanawia się również nad polityką transferową forsowaną przez Mourinho. 55 milionów euro wydanych przed tym sezonem, z czego aż 30 milionów na Coentrao. Żaden z zawodników nie zachwycił, choć trzeba przyznać, że stosunkowe najlepiej wypada Jose Maria Callejon, kupiony za 5 milionów euro z Espanyolu Barcelona. 24-letni napastnik w 17 meczach we wszystkich rozgrywkach strzelił 10 bramek. Jaki jest jednak pożytek z Nuriego Sahina, czy Altintopa? Mourinho nigdy nie daje racji krytykom. Ten typ tak ma. To część jego wizerunku - "macho" współczesnej piłki, który jest w stanie wygrać wszystko. Chyba, że na drodze stanie Barcelona... Tak pamiętam, że w półfinale Ligi Mistrzów sezonu 2009/2010 Inter prowadzony przez Mourinho wyeliminował Barcelonę. Jednak rywalizacja toczyła się w ekstremalnych warunkach. Pierwszy mecz zespół "blaugrany" zagrał po podróży autokarem z Katalonii do Lombardii, ponieważ nie mogły latać samoloty z powodu pyłu wulkanicznego... Mourinho potrafi rzecz jasna zakłamać rzeczywistość. Przy okazji ćwierćfinału Pucharu Króla zaczął głosić, że ważniejsze są spotkania ligowe. Bo - rzecz jasna - najważniejsze jest wygranie ligi. Ważniejszy był mecz na Majorce, ważniejsze jest niedzielne spotkanie z Athletic Bilbao. Śmiech na sali... Ważniejsze dla kogo? Dla sympatyków Realu Madryt? Prasa w Hiszpanii pisze również o prezydencie Realu, Florentino Perezie, który zdecydował o zatrudnieniu Mourinho, ale coraz częściej traci cierpliwość. Nie rozumie decyzji personalnych Portugalczyka i ciągłej wojny z prasą. W tym sezonie Real z Barceloną zagra jeszcze co najmniej dwa razy - rewanż w Pucharze Króla i spotkanie ligowe na Camp Nou. Kolejne porażki Realu mogą spowodować, że Perez na koniec sezonu zada sobie pytanie, czy jest sens dalszej pracy "Mou" w Madrycie... Autor jest komentatorem Polsatu Sport Jeszcze więcej informacji i komentarzy na blogu "...A bramki są dwie" Romana Kołtonia