Wynika to z kilku rzeczy. Przede wszystkim z tego, że w Wiśle jest dramatyczna sytuacja personalna. Zmusiła ona trenera Macieja Skorżę do wystawienia na prawej obronie Łobodzińskiego. Po piętnastu minutach Łobodziński przestaje grać obrońcę, powędrował na to miejsce Piotr Brożek. Druga sprawa to fakt, że trener Skorża nie zdecydował się na grę dwoma napastnikami. Ćwielonga posadził na ławce rezerwowych. Wydaje mi się, że w takim spotkaniu kto ma zdominować rywala Levadia Wisłę czy Wisła Levadię? W moim przekonaniu to Wisła powinna zdominować mistrza Estonii i postarać się strzelić dwie-trzy bramki jeszcze przed przerwą. Tymczasem w pierwszych sześciu-siedmiu minutach mieliśmy tylko akcje Levadii. Tak jakby Wisła zlekceważyła to spotkanie, albo się wręcz przestraszyła tego rywala, który naprawdę zagrał dobre zawody, ale tak naprawdę jest to bardzo przeciętny klub w skali Europy. Jeśli Wisła marzy o tym, aby zapukać do Ligi Mistrzów lub do Ligi Europejskiej, to musi takie mecze rozstrzygać na swoją korzyść. Czy sądzę, że wszystko stracone przed rewanżem? Wisłę stać na zwycięstwo. ROMAN KOŁTOŃ O FALSTARCIE WISŁY CZYTAJ TAKŻE: SIEDEM GRZECHÓW WISŁY