Dzięki wszechobecnej telewizji dość często możemy oglądać dziś przerażonych piłkarzy wywijających w powietrzu złamanymi kończynami. Boisko to właściwie jedyne miejsce, gdzie można komuś złamać nogę i uniknąć odpowiedzialności karnej. Chociaż nie do końca - przed wojną głośna była sprawa napastnika Józefa Smoczka, który bodaj jako pierwszy futbolista w Polsce został skazany za... brutalność. Jako piłkarz Garbarni Kraków paskudnym wejściem złamał nogę Alojzemu Frostowi, wychowankowi Ruchu, wówczas zawodnikowi Warszawianki. Załamany rywal, który już nie wyszedł na boisko, poskarżył się prawnikom. Sąd grodzki w Warszawie skazał za ten czyn Smoczka na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu. Ale tym razem nie o łamaczach nóg, a raczej ich ofiarach. Poniżej moja króciutka, subiektywna lista paskudnych kontuzji, po których połamanym ciężko było już dojść do siebie. Boli? Musisz sam wrócić do domu Kiedy dwadzieścia lat temu Jerzy [wcześniej Gerard] Götzner z Katowic opowiedział mi swą historię nie mogłem uwierzyć. Był elektrykiem katowickiej huty Ferrum, wychowankiem przedwojennego Słowiana, reprezentantem Górnego Śląska, wychowankiem przedwojennego Słowiana. Interesowało się nim wiele klubów, ale... zdecydowała małżonka, która nie chciała się nigdzie przeprowadzać. Götzner opowiedział mi o meczu, który złamał mu karierę. Miał pewny plac na środku napadu w katowickiej Stali, klubu, który powstał z przymusowej fuzji Baildonu, Pogoni i Słowiana. Stal miała dobrą pakę. W 1950 roku walczyła o ekstraklasę. O tym, że klub z Katowic dał się wyprzedzić w tabeli Ogniwu (czyli Polonii) Bytom, zdecydował przegrany mecz ze Stalą (czyli Naprzodem) Lipiny. - W pierwszych minutach po moim strzale piłka trafiła w poprzeczkę i wyszła w pole. Pobiegłem w jej stronę i nagle poczułem straszliwy ból - opowiadał mi Götzner. Rozpędzony obrońca gospodarzy Erwin Baway wyprostowaną nogą trafił go prosto w kolano. Tamten mecz zniszczył mu karierę. Ale nawet nie dlatego, że doszło do brutalnego faulu. Kibice mogą dziś tego nie zrozumieć, ale wtedy były inne czasy, powojenne. Otóż... nie było transportu. Dlatego piłkarz z tą fatalnie pokiereszowaną nogą wrócił z Lipin do Katowic... na piechotę. To jakieś 13 kilometrów. Pamiętał tylko przez mgłę ten niewyobrażalny ból i fakt, że kulał. Do domu wprawdzie dokuśtykał, ale kariery już nigdy nie zrobił. Trener zażądał końca meczu Przez ostatnie 30 lat widziałem wiele twardych meczów piłkarskich, ale tylko jedno z nich zostało przerwane właśnie z powodu... brutalności. W styczniu 2011 roku pojechałem na słynną Górkę do Bielska-Białej. Tamtejsze boisko przy ul. Młyńskiej (kiedyś Mühlberg) zostało otwarta na terenie byłego kamieniołomu we wrześniu 1911 roku na potrzeby klubu BBSV (Bielitz-Bialaer Sport Verein). To jedno z najstarszych ciągle używanych boisk w naszym kraju (na otwarcie zjechał Rapid Wiedeń). Wtedy pierwszy raz widziałem żeby trener zażądał przerwania meczu z powodu ostrej gry rywali. Ruch Chorzów zagrał z Podbeskidziem Bielsko-Biała i kiedy trzech piłkarzy Ruchu nie było już zdatnych do niczego, na boisko w 64 minucie wkroczył Waldemar Fornalik i na jego życzenie mecz został przerwany. Wspominam o tym, bo kiedy przypomniałem szkoleniowcowi, że wycinanki bielsko-chorzowskie mają przedwojenną tradycję trener Fornalik powiedział mi, że nigdy by się nie zgodził na ten sparing gdyby znał historię z 1935 roku. Nie umiał rozprostować nogi O co chodzi? Wówczas, reprezentacja Bielska-Białej złożona z graczy BBSV na początku maja grała u siebie towarzysko z mistrzowskim wtedy Ruchem. Tamtego dnia gospodarze też wycięli trzech piłkarzy Ruchu: Edmunda Giemzę, Antoniego Rurańskiego, a przede wszystkim Ernesta Wilimowskiego, który odniósł poważną kontuzję lewego kolana i musiał być operowany (dwóch dalszych było poobijanych, ale nie wymagało leczenia szpitalnego). Wspomniana trójka została przewieziona do szpitala w Wielkich Hajdukach, bo nie chciała zostać w Bielsku. Giemsa po opatrzeniu wyszedł ze szpitala i był zdolny do gry po kilkudniowym wypoczynku. Rurański po założeniu opatrunku został odesłany do domu i pauzował dwa miesiące. Najbardziej ucierpiał Ernest Wilimowski, który do szpitala trafił najwcześniej, bo został odwieziony taksówką do Chorzowa bezpośrednio z meczu. Jechał w tej taksówce ze zgiętą nogą, bo trafiony w lewe kolano "Ezi" dopiero w szpitalu zdołał ją rozprostować... Przez tę kontuzję stracił właściwie cały sezon. Położył się na stole Czasy były trudne, odczuwano jeszcze skutki kryzysu więc Ruch nie miał nawet pieniędzy na opłacenie kosztów pobytu w szpitalu swojego najlepszego gracza. Dlatego Wilimowski sam go sobie opłacił. Pierwsze rokowania były pomyślne: uraz torebki stawowej i trzytygodniowa pauza. Potem piłkarz wyszedł ze szpitala, ale kolano ciągle puchło. Znowu szpital, znowu wyjście, znowu szpital... W końcu dr Henryk Julian Levittoux, jeden z najlepszych ówczesnych chirurgów w Polsce stwierdził, że tylko zabieg operacyjny może usunąć przyczynę kontuzji. Było nią uszkodzenie łękotki. Wilimowski obawiał się operacji, przeciągał, ostatecznie położył się w Warszawie na stole. Grać zaczął dopiero w następnym, 1936 roku. Nie mogę być piłkarzem? Będę posłem Inni piłkarze Ruchu? Zdolny napastnik Ruchu Roman Rurański w 1949 roku ledwie zaczął grać w ekstraklasie i zaraz złamał podudzie - po 75 minutach gry w ekstraklasowym debiucie z Cracovią! Kiedy doszedł do siebie, w następnym sezonie odezwała się łękotka. Zajął się więc czymś innym: wstąpił do partii i w latach 1976-85 był... posłem z Chorzowa. Z kolei pomocnik Rudolf Wrzesiok złamał nogę po przypadkowym zderzeniu z Edwardem Jankowskim, gwiazdą Górnika Zabrze w 1962 roku. Odwiedziny w szpitalu Podobnie było w 1999 roku: Piotr Gierczak z Górnika zaatakował w środkowej części boiska, blisko linii autowej, Marcina Molka pomocnika Ruchu. Ten doznał złamania kości piszczelowej i strzałkowej z odpryskami. Winowajca ujrzał żółtą kartkę. - Nie zrobiłem tego specjalnie. Chciałem trafić w piłkę, ale nie udało mi się - tłumaczył się potem Gierczak, który - podobnie jak delegacja zabrzańskich działaczy - odwiedził potem Molka w szpitalu. Molek próbował wrócić do gry; tak naprawdę nigdy to się nie udało, choć ostatni ligowy występ zaliczył pięć lat później. Dziś jest trenerem Szombierek Bytom. Noga w parku złamana O tym, że pech potrafi dopaść w najgorszym momencie przekonał się Roman Lentner, jeden z najwybitniejszych lewoskrzydłowych w dziejach polskiego futbolu. Ośmiokrotny mistrz Polski i tak miał szczęście, bo dopadł go pod sam koniec kariery. Okoliczności, miejsce i wszystko co zdarzyło się potem było jednak niebywałe. W styczniu 1969 roku Górnik wyjechał na tournée do Ameryki Łacińskiej. - Pewnego dnia już w Kolumbii, trenowaliśmy w parku. Było po deszczu więc ślisko, mokro. Minąłem zwodem bramkarza Jasia Gomolę, a on się poślizgnął i całym ciałem runął na moją lewą nogę. Bolało jak cholera, noga złamana. Byłem załamany - opowiadał mi Roman Lentner. Chcieli zrobić na nowo, nie zgodził się Najgorsze jednak było potem. Po złożeniu nogi piłkarz leżał w kolumbijskim szpitalu przez kilka dni. Koledzy nie czekali, mieli bowiem kolejne zakontraktowane mecze w Ekwadorze i Kostaryce. Po założeniu gipsu Lentnera bierze więc w opiekę mieszane kolumbijsko-polskie małżeństwo. Kobieta, która służyła Górnikowi jako tłumacz postanowiła pomóc. Piłkarz złapał kolegów dopiero na lotnisku na Florydzie kiedy wracali już do Polski. Po powrocie lekarze z Piekar zrobili prześwietlenie. Okazało się, że noga była źle złożona. - Chcieli mi ją na nowo łamać, ale się nie zgodziłem. Bałem się, poza tym myślałem, że samo przejdzie. Noga ciągle bolała - opowiadał mi. Nie umiał już dojść do siebie. Był znacznie wolniejszy i ówczesny trener Geza Kalocsay - nie bacząc na dawne zasługi - podziękował piłkarzowi. Roman Lentner króciutko pograł jeszcze trochę w III lidze i zakończył karierę. Włodek Wszystkim pewnie do głowy przychodzi złamana noga Włodzimierza Lubańskiego w słynnym meczu z Anglią w 1973 roku. Muszę sprostować: Lubański wtedy wcale nie złamał nogi lecz doznał poważnej kontuzji kolana. Kiedy po starciu z McFarlandem upadł na murawę, cała Polska wstrzymała oddech. Zawieźli go do szpitala, ale lekarze... oglądali mecz. Ciągle trwała druga połowa. Wsadzili mu nogę do gipsu. Potem operacja w specjalistycznym szpitalu w Piekarach Śląskich Ćwierć wieku później opowiadał mi o tej kontuzji w szpitalu w Piekarach znany śląski traumatolog, gdy ja z kolei leczyłem u niego swoje kolano (odpukać, dotąd hula). Lekarz mówił, że zna to ze słyszenia, ale u Lubańskiego uszkodzone były prawdopodobnie dwie łąkotki w nodze - przyśrodkowa i boczna. Ponoć w piekarskim szpitalu (przecież najlepszym nie tylko na Śląsku, ale w całej Polsce) miano usunąć tylko jedną i dlatego to leczenie tak się wtedy przedłużało. Ale jak do końca wyglądała prawda - trudno mi rozstrzygać. W każdym razie Eryk Porąbka, wiceminister górnictwa załatwia piłkarzowi wizytę w Wiedniu i znanego austriackiego chirurga dra Schwingera. Ten ponownie operuje. Mistrzostwa świata w 1974 roku Lubański ogląda w Wiedniu, udaje się wrócić do piłki. - Grałem dobrze, nawet bardzo dobrze, ale to już nigdy nie była gra wybitna - mówił mi po latach Włodzimierz Lubański Chcieli go upchnąć byle gdzie Największa gwiazda Zagłębia Sosnowiec Andrzej Jarosik najbardziej jest znany z tego, że podczas olimpiady w Monachium odmówił Kazimierzowi Górskiemu wyjścia na boisko jako rezerwowy w trakcie meczu z ZSRR. To skojarzenie jest dla niego krzywdzące, bo to był naprawdę fantastyczny piłkarz; jeden z tych, co w pojedynkę umieli wygrać mecz. Nieszczęście przydarzyło mu się na sam koniec kariery, już po wyjeździe z Polski. W 1979 roku, kiedy był piłkarzem Toulonu, podczas meczu z Olympique Marsylia nogę złamał mu słynny Marius Tresor, 65-krotny reprezentant Francji. Działacze Toulonu nie kwapili się, żeby zapłacić za mozolne leczenie, chcieli go upchnąć w byle jakim szpitaliku. Jarosik był załamany, na szczęście pieniądze wyłożyła rodzina. W Austrii przeszedł wiele operacji, dzięki nim po zakończeniu kariery mógł chodzić. Przekręciła się o 180 stopni Pecha miał też inny napastnik Zagłębia Jerzy Dworczyk. Jesienią 1978 roku doznałem ciężkiej kontuzji kiedy Zagłębie grało z Szombierkami w Bytomiu. Stał na polu karnym i chciałem zrobić zamach, stojąc na lewej nodze. Piłkarz Szombierek Janusz Sroka wjechał mu w tę nogę wślizgiem. Przekręciła się o 180 stopni. Stopa zaczęła latać na boki. Piłkarz nie grał przez rok. Zawodnicy Zagłębia zaczęli na Srokę mówić wtedy "Marchwicki" [seryjny morderca kobiet, skazany na śmierć w 1977 roku]. Niedługo wcześniej Sroka złamał nogę Emilowi Szymurze z ROW-u Rybnik. Grał agresywnie, ale podkreślić trzeba, że był przy tym naprawdę dobrym piłkarzem, podstawowym graczem mistrza Polski z 1980 roku. W ekstraklasie Sroka zadebiutował w niezwykłym wieku: W dniu debiutu, jeszcze jako piłkarz Cracovii, miał zaledwie 15 lat i 57 dni. Najpierw noga, potem ręka Kiedy myślę o GKS-ie Katowice do głowy przychodzi mi przede wszystkim Grzegorz Borawski, choć przez prawie całą karierę kontuzje go omijały. Aż do 29 roku życia... W 1997 roku GKS grał na wyjeździe z Bełchatowem. W drugiej połowie zawodnik GieKSy zderzył się ze Sławomirem Konkiewiczem i doznał paskudnego złamania kości piszczelowej. Będący na meczu świadkowie opowiadali mi potem, że potworny trzask słychać było na całym stadionie. Borawski już nigdy nie wrócił do wielkiej piłki, ale pech go nie opuścił: jako piłkarz A-klasowej Zawady podczas zawieszania siatki na bramkę urwał... serdeczny palec prawej ręki. Symbol ostatnich lat Najgłośniejszy faul z udziałem polskiego piłkarza ostatnich lat miał miejsce w 2009 roku. Obrońca Marcin Wasilewski podczas spotkania Anderlechtu przeciwko Standardowi Liege doznał paskudnego otwartego złamania prawej nogi po ataku Belga Axela Witsela. Noga złamała się w dwóch miejscach, widok był makabryczny, nawet piłkarze obecni na boisku odwracali wzrok. Polak przeszedł cztery operacje, zdaniem lekarzy miał się nie pojawić na boisku przez około 12 miesięcy. Do gry wrócił po dziewięciu. Kilka lat później zagrał nawet w pierwszym składzie Polaków na Euro 2012. I nie było to wcale ukoronowanie jego kariery. Wasilewski zdążył bowiem w 2013 roku trafić do drużyny Leicester City, które trzy lata później zostanie sensacyjnym mistrzem Anglii. Polak, choć sportowo pełnił w tamtym zespole rolę raczej epizodyczną, nadal pozostawał ważną postacią szatni. Witsel też zrobił karierę: grał potem m.in. w Benfice i Borussii Dortmund. W zeszłym miesiącu ten 31-letni defensywny pomocnik też przekonał się co to ból: podczas meczu z RB Lipsk zerwał ścięgno Achillesa. Nie wiadomo ile potrwa przerwa. Będzie ciąg dalszy Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, nie da się tego uniknąć. Nogi podczas meczów są i będą łamane. Niedawno obrońca Zagłębia Lubin Djordje Crnomarkovic został ukarany przez Komisję Ligi 30 tysiącami zł i pauzą w trzech meczach. To efekt wydarzeń, które miały miejsce podczas spotkania piłkarskiej ekstraklasy Zagłębia z Wisłą Płock. Przed meczem Crnomarkovic miał na koncie trzy żółte kartki i kolejne upomnienie oznaczało przymusową przerwę. Ale i tak wiadomo było, że w kolejnym meczu z Lechem nie zagra, bo właśnie stamtąd został wypożyczony. Dlatego opłacało się dostać żółtą kartkę żeby z tego powodu pauzować w meczu, w którym i tak by się nie zagrało. Kamery wychwyciły, jak asystent pierwszego szkoleniowca pokazuje Crnomarkovicowi w ostatnich minutach spotkania, by zagrał tak żeby dostać więc tę kartkę. Środkowy obrońca od tego momentu zaczął ostro atakować rywali. Wreszcie po faulu na Piotrze Pyrdole "osiągnął cel". Rywal ma złamaną nogę i musi pauzować przynajmniej dwa miesiące. Lista ofiar będzie rosła, to element futbolu.