Żadna chyba generacja nie jest świadkiem tylu zmian na różnych płaszczyznach jak obecne pokolenie czterdziestolatków +. Także w sferach dotyczących sportu
Za dziecka obiecywałem sobie, że zawsze będę wierny gazetom - do ostatniego dnia, ich albo mojego. Mościłem nimi pokój... Oczywiście wszystko pod kątem futbolu. Nie mogłem się powstrzymać i - jakie to niewychowawcze! - czytałem namiętnie gazety nawet podczas lekcji i wykładów. Ale kiedyś to wszystko było łatwe dzięki... kioskom.
Dziś dzieci nie wiedzą nawet co to kiosk... Otóż, drogie dziatki, kiosk to była budka gdzie można było kupić szwarc-mydło-powidło a przede wszystkim bilet na tramwaj i ukochane gazety sportowe. Na przerwie często wybiegałem do kiosku, bo kiedy lekcje się kończyły o gazetach mogłem zapomnieć. To był rytuał. Nigdy nie postarałem się o to żeby pani odkładała mi do teczki, jeśli zabrakło tu, mogłem lecieć gdzie indziej.
Na moim Załężu na odległość przystanku tramwajowego w stronę Katowic i Chorzowa za bajtla było bowiem SIEDEM kiosków. Czasy się zmieniają. Niedawno zlikwidowali ostatni z nich. Już nawet nie pełnił swej funkcji, ale był dla mnie symbolem. Ile ja gazet w nim kupiłem... A teraz? Mogę kupić je sobie w... rybnym. Ale i tak nie ma tych gazet, których szukam.
"Czasy kiosków" bezpowrotnie minęły i trzeba z tym się pogodzić. Dlaczego dziś o tym piszę? Bo właśnie zlikwidowano ostatni z moich kiosków, wywieziono ostatnią redutę dzieciństwa. Teraz wiadomości sportowe czerpie się już z sieci i nie biega z rana do kiosków...
A Wy? Mieliście jakiś ulubiony kiosk?